Strona:PL Adolf Abrahamowicz-Jego zasady 07.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziny później; wkrótce do tego doprowadzą, że śniadanie dostanę po obiedzie, obiad po kolacyi, a kolacyę na drugi dzień zamiast kawy. Przysłowie powiada: Chcesz być szczęśliwym, miej skromne żądania. A któż mógł mniej żądać odemnie? Pamiętam gdyby dziś, a lat temu z górą trzydzieści, będąc nieodżałowanej pamięci kawalerem, byłem najszczęśliwszy; pragnąłem jedynie spokoju. Rano kawka z rogalkiem, świeże masełko, później gospodarski ale smaczny obiadek, (połyka ślinkę) następnie poobiednia drzemka, wieczorem kilka robrów wista, a na dobranoc partja szachów. Najlepsi przyjaciele mawiali mi wówczas: ożeń się, nie szukaj posagu, lecz dobrej gosposi. Otóż nie szukałem posagu i ożeniłem się, lecz zamiast upragnionego spokoju odbywam w domu trzydziestoletnią wojnę. W małych i wielkich utarczkach, zawsze pokonywany, zmuszony jestem nieraz stawać do bitwy z próżnym żołądkiem.


SCENA IV.
Filc — Jan.
(Jan wchodzi i na tacy przynosi herbatę, jeden rogalek i dwa kawałeczki cukru).

Jan. (stawiając herbatę na biórku) Herbatka dla Wielmożnego pana.
Filc. Cóż ty niedołęgo na starość ogłupiałeś, wszak wiesz, że zawsze kawę piję ze śmietanką i kożuszkiem?
Jan. Ha, cóż ja na to poradzę, kiedy pani powiedziała, że od dnia dzisiejszego ci co kawę pili dostaną herbatę, a służba — niewyłączając proszę Wielmożnego pana nawet mnie i guwernantki — zamiast herbaty, mleko, i to na wpół z wodą rozpuszczone... bawarka.... Wielmożny panie, popatrz się... (wskazuje na surdut) dawniej zaledwie wlazłem w pańskie rzeczy, a teraz tak leżą na mnie jak stary worek; ja mleka pić nie mogę.
Filc. Ani ja herbaty.
Jan. Aha! Zapomniałem panu powiedzieć; był tu jakiś pan.
Filc. Kto taki.
Jan. Właśnie że tego nie wiem, nie chciał powiedzieć jak się nazywa, rozpytywał się tylko o pana i...
Filc. I....?
Jan. Kto głową w domu? Ja mu powiedziałem, że to jak czasem.
Filc. Byłeś gap, zostaniesz gapiem.
Jan. Dziękuję. E! to jakaś podejrzana figura, dobrze, że czego nie świsnął.
Filc. A cóż to znów do kata; jeden wyschnięty rogalek i dwa małe kawałeczki cukru? A! to wściekłość porywa! O moja luba pani małżonko dość już tej sekatury (wywraca filiżankę, rzuca rogalkiem) Wolę pozostać na czczo. Gdybym był lepiej żywiony, dalipan dostałbym z irytacyi apoplektycznego ataku! (Służący zabiera herbatę i wychodzi — wchodzi Agnieszka).


SCENA V.
Filc — Agnieszka.

Agnieszka. Cóż pan tak hałasujesz? wiesz dobrze, że ja tego nie znoszę, że lubię spokój.
Filc. (n. s.) To wyborne, ona lubi spokój! (gł.) Chcesz mnie pani zagładzić, pogrzebać, zamiast ulubionej mojej kawki, dajesz mi płukankę do ust?