Strona:Nowelle (Halévy) 49.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czybyśmy nie poszli dziś do teatru?
— I owszem mój kochany.
— Do którego?
— Gdzie zechcesz; mnie to zupełnie obojętne! — odpowiedziała żona ze zwykłym spokojem.
Wtedy wybiera on teatr osobliwy, śmieszny, nieprawdopodobny, w jakiejś oddalonej dzielnicy, teatr prawie nieznany publiczności.
Idą, siadają w loży, i od pierwszego rzutu oka, spostrzega Piotr wśród pustych krzeseł w orkiestrze, wiekuistego Pawła, nieuniknionego Pawła... Jakim sposobem został powiadomiony? To magia!... To czary!...
Piotr opukuje ściany, zagląda do szaf, bada korytarze, przypuszczając tajemne istnienie telefonu... Dla czegóżby nie? Towarzystwom Gover-Edison wróżyłoby to wielką przyszłość, gdyby się dało urządzać w Paryżu, bez wiedzy mężów, małe telefoniki dla użytku kochanków.
Po tym mężu niespokojnym idzie mąż niepokojący. Zajmuje posadę przynoszącą dziesięć tysięcy franków, a żona jego ma na sobie za sto tysięcy franków koronek i klejnotów. Nie wnikający głębiej... Obecność takich ludzi zadziwia trochę w takim domu. Osoby chcące bronić męża, utrzymują, że gra szczęliwie w karty....
Gospodyni domu, prawem majątku i urodzenia, może sobie pozwalać na frazesa nienaszego stulecia; więc komuś, co jej radził nieprzyjmować tej dwuznacznej pary, odpowiedziała: