Strona:Nasza szkapa (Konopnicka) 33.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   27   —

— A jak ty wtedy grał, serce... Jak ty grał...
Uśmiechnęła się, westchnęła, zdawała się zasypiać.
Ojciec i teraz grał ślicznie. Z początku wesoło, raźnie, jakgdyby do tańca, same nogi nam podrygiwały. Potem, jakby się do tej wesołości co przymieszało, coraz smutniej, jakoby do płaczu, tak że i Felek pięścią oczy raz i drugi wytarł; aż rozciągnął ojciec harmonijkę razem ze stron obu i dobył z niej głos tak żałosny, jak na organach kiedy umarłemu grają.
Matka spała. Często na nią teraz przychodził sen taki, jakby nagle kto makiem oczy jej posypał. A budziła się potem osłabła, blada, z zimnym potem na wychudłej twarzy.
Posiedział tedy ojciec ze zwieszoną głową, posiedział, poczem, westchnąwszy, wstał, harmonijkę w ową czerwoną chustczynę owinął, pod pachę ją wsadził, a nasunąwszy czapkę, na palcach wyszedł.
Kiedyśmy się we trzech na sienniku pod matczyną chustką znaleźli, trącił mnie Felek w bok i rzekł półgłosem:
— Wicek!
— A co?
— Wiesz?... Stary to ci płakał przy tem graniu!
— E-e-e...
— Dalibóg! — przysiągł Felek, palnąwszy się pięścią w piersi, aż mu w nich coś jękło. — Przecieżem nie ślepy, widziałem... Tylko mu te łzy po wąsach kapały...
— A cóż chcesz! — dodał po chwili — jak