dła źródło niewyczerpane nigdy i nie żałowała też dwóch milionów, z których, jak utrzymywała, obdarł ją Raymond niegodziwie.
Ponieważ bieg tego opowiadania sprowadził nam znowu na usta Raymonda, powrócimy do owego szczególniejszego bohatera występku.
Od kolacyi, przy której byliśmy obecni w zakładzie przy ulicy des Amaudiers — a szczególniej od ostatniego widzenia się bandyty z margrabiną, którego wyniki także znamy, był on najnieszczęśliwszym z ludzi.
Nadzwyczajna piękność Joanny zapaliła w tym wyrzutku miłość niepokonaną, miłość, którą zwalczyć się starał napróżno, miłość, która mu nie dała pokoju we dnie — a sen w nocy odbierała.
Prometeusz paryzki taki dumny ze swojej potęgi moralnej, myślał iż potrafi walczyć nietylko z całym światem, ale i ze sobą samym.