Około ulicy Madelaine, zatrzymał konia i kazał wysiąść margrabinie.
— Pójdź do hotelu pieszo kochanko, — rzekł, — za dwie godziny przyjdę do ciebie, nie sądzę bowiem abyś chciała czekać do jutra z naradą co dalej czynić wypada...
— O, z pewnością że nie!... — odpowiedziała pani Castella, — będę czekać cię z niecierpliwością największą!...
∗
∗ ∗ |
Powróćmy do pałacyku Raymonda i przestąpmy znowu próg salonu, w którym się odegrała scena opisana powyżej.
Świece w kandelabrach i świecznikach ciągle się jeszcze paliły, odbijając tysiące świateł w lustrach i pięknem białem obiciu złoconem.
Świeże powietrze szeroko napływało do pokoju otwartem oknem, odór chloroformu zaczynał się ulatniać...
Raymond ciągle jeszcze pozostawał w omdleniu.
Był blady śmiertelnie... Oczy przewrócone i otwarte, nadawały mu pozór przerażający.
Możnaby wziąć go było za trupa,