— Rozumiem!... — pomyślał Raul — i ten powóz i ten koń należą do pana Raymonda. Dorożka ma ten przywilej, że nie zwraca niczyjej uwagi... — Zręczny Promoteusz paryzki uznał za potrzebna, ażeby jego ekwipaż wyglądał na dorożkę!... — Podziwiam słowo honoru tego człowieka, i gdybym nie był kim jestem, chciałbym być nim z pewnością.
Pan de Credencé nie mylił się wcale.
Mały powozik dojechał do hotelu Wilson zawrócił, i stanął na wprost bramy.
Wejdźmy i my teraz do hotelu, na drugie piętro, do mieszkania zajmowanego przez panią margrabinę Castella.
Zegar stojący w salonie na kominku, wskazywał dziesięć minut do dziewiątej...
Joanna siedziała przy małym stoliczku, na którym stała zapalona świeca; w lewej ręce trzymała flakonik kryształowy, szczelnie zakorkowany.