Ale na swoje nieszczęście biedna Blanka żyła jeszcze.
Gaston przygnębiony strasznemi wyrzutami, które niestety nie miały trwać zbyt długo, ukląkł na piasku około bezprzytomnej żony.
To bił się w piersi, to ściskał w swoich rękach zimne ręce anioła — to wymawiał słowa jakieś bez związku; nakoniec na wpół obłąkany z boleści, sądził że rozpaczą swoją okupi okrutną zdradę.
Łzy jego gorące padały na twarz Blanki i przywróciły do przytomności nieszczęśliwą.
Otworzyła oczy, uniosła się trochę, spojrzała do koła siebie, ale razem z odzyskiwaną przytomnością, przypominała sobie wszystko co posłyszała.
Gaston objął ją wpół i czuł jak drżała w jego objęciu.
— Blanko, droga moja Blanko... — szeptał, — to ja... ja co cię kocham, ja cię ubóstwiam... tyś mi tysiąc razy droższa nad życie!.. ja cię nigdy kochać nie przestanę!... Słyszysz Blan-