ratowałeś życie ukochanej jego córki...
Po wyjściu z Białego domku, Gaston szedł z razu bardzo wolno, potem coraz prędzej, a od pół drogi leciał już pędem prawie.
Gdy dopadł progu swojej willi, ledwie oddychał ze zmęczenia, a pot kroplisty wystąpił mu na skronie.
— Boże mój — mówiła sobie margrabina — Boże co mu się stało? — można doprawdy przypuszczać, że biedak postradał zmysły...
Gaston rzucił się na fotel i drżącą ręką ocierał pot z czoła.
Margrabina zbliżyła się do niego, przyłożyła lekko rękę do czoła syna i zapytała z obawą.
— Gastonie — co tobie jest dziecko moje? Jakiś widoczny nieład panuje od rana w twoim umyśle — dla czego pędziłeś tak żeś z sił prawie zupełnie opadł?... Niepokoisz mnie doprawdy chłopcze. Powiedz mi proszę otwarcie, co się z tobą dzieje?...