skrawem słońcu?... ależ to śmieszne doprawdy?...
— Mój chłopcze, — odpowiedział Gaston poważnie, — ty wiesz że się nie obawiam niczego, ja zaś wiem że i ty także nie jesteś tchórzem, powiem ci jednak otwarcie, że wcale źle nie zrobimy, jeżeli polecimy dusze nasze Bogu, jeżeli prześlemy ostatnie serdeczne pożegnanie, ja mojej i ty swojej matce!... No zuchu, pacierz nie trwa długo a uspokaja duszę!...
Słowa te, szczególniej zaś ton uroczysty, jakim wypowiedziane zostały, uczyniły żywe na Josonie wrażenie.
Zastanowił się i pobladł trochę.
— Panie Gastonie, — rzekł, — byłby to dla mnie zaszczyt niemały zginąć z panem razem, chciałbym atoli wiedzieć z czego pan wnosi, że dla nas nie ma żadnej już nadziei?... Niech mi pan to wytłomaczy z łaski swojej.
Gastonowi nie starczyło już czasu do uczynienia zadość tej prośbie.
Powiedzieliśmy w poprzednim roz-