dziale, że młody margrabia nie miał czasu udzielić odpowiedzi na naiwne zapytanie Josona.
Ów szczególny tumult, ów ryk straszny, ów ryk, jaki nie ma podobnego sobie na świecie, a jaki wydają na pełnem morzu, pieniące się i rozbijające się o siebie bałwany, rozległ się po za szalupą i wzmagał się i miotał najfatalniejszemi groźbami. Jeden taki bałwan istna góra kipiąca nadbiegała od środka z piorunującą szybkością.
Zdawało się, że słaba szalupa przepadnie lada sekunda.
Trąba to morska szalała. Katastrofa zdawała się nieuniknioną.
Gaston poczuł dreszcze nerwowe i włosy dębem mu stanęły na głowie.
Joson z bladego stał się zielonym, wypuścił bezwiednie wiosła, zaczął się żegnać i duszę polecać Boga.
Niebezpieczeństwo — musimy to oświadczyć, nie było tak groźnem, jak się wydawało, kilka minut czasu starczyło aby uspokoić chwilowo, tak wytrawnego jak Gaston marynarza.
Rzeczywiście olbrzymi ów bałwan, zbliżający się z taką szybkością podniósł szalupę — zamiast ją jednak pochłonąć, porwał jak słomkę, wzbił do fantastycznej wysokości, potem spuścił
Strona:Margrabina Castella from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1887 No260 part10.png
Ta strona została skorygowana.