Strona:Margrabina Castella from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1887 No258 part13.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nieświadomość przeciągnęła się jak najdłużej.
Nazajutrz po południu margrabina spotkała syna w ogrodzie i wzięła go pod rękę.
— Nieprawda jakie to piękne?... — rzekła wskazując ręką na niebieskawe bałwany morskie, piętrząca się w przepysznej panoramie, pośród jasnego horyzontu.
— O! tak... to bardzo piękne. — odpowiedział Gaston z nieudanym zapałem — Nic równie pięknego nie widziałem podczas mojej długiej podróży... Pomyśl, tylko matko, że ja wzrosłem tutaj, że tutaj patrząc na te wspaniała widoki... myśleć się nauczyłem. Zaledwie przypominam już sobie moje strony rodzinne, piękną Wenecyę pamiętam jak przez sen, znam ją tylko w pieśniach poety...
Smutny uśmiech ukazał się na ustach margrabiny.
Postąpiła kilka kroków w milczeniu i poprowadziła syna pod kląb z drzew laurowych, w miejsce gdzie ojciec jego wydał kiedyś ostatnie westchnienia.
Usiadła na tej samej ławce
Syn zajął miejsce obok matki.
Pani Castella wzięła w swoje wychudłe ręce rękę Gastona i rzekła: