Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No9 part6.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żebym się jak najlepiej bawiła, reszta mnie nie obchodzi tylko mojego męża. Gdy mam czas czytam książkę francuzką lub niemiecką, trochę gram... trochę się nudzę, ale mi nigdy na myśl nie przyszło zaprzęgać się do jakiegoś tam gospodarstwa i pańszczyzny.
— Szkoda, bo to by się dało pogodzić z muzyką, literaturą a nawet elegancyą kobiecie potrzebną i miłą, a przyjemnie by czas zajęło.
— Prawisz pan kazania! zawołała Herma.
Nieczujski się rozśmiał.
— Zawsze mi to wyrzucano! masz pani słuszność jestem nudny jak kaznodzieja.
— Ale nie, wcale nie, zaprzeczyła Lola, to przynajmniej coś dla nas nowego. Mów pan i nie uważaj...
Ciocia wmięszała się do rozmowy po swojemu, zaczęto się śmiać i epizod ten skończył się powszechnem porozumieniem, bo nawet Herma dała się przejednać, Hrabia tylko powziął gwałtowny wstręt do przybysza.
Wstano od stołu... a po czarnej kawie, nie chcąc swą osobą natrętnym być salonowi, Nieczujski poszedł z cygarem do Ciotki.
Roman pozostał uparcie na swem krześle dosiadując, w nadziei, że uchwyci chwilę do rozmowy z narzeczoną. Herma czy za danym znakiem przez Lolę, która rada się była uwolnić od Romana i skończyć, czy dobrowolnie wyszła: Hrabia natychmiast skorzystał z tego i zbliżył się do gospodyni.
— Właśnie miałem pani oświadczyć prośbę mojego stryja.
— Rozkaz raczej, wtrąciła Lola.
— Nie, prośbę przyśpieszenia.. potwierdził Roman. Stryj prosi aby najdalej za dni...
Lola zmarszczyła się. Zmiłuj się pan, dni?
— Dni dziesięć po cichu dodał Hrabia.
— Ale panie to być niemoże! zrywając się odparła Baronówna. Sam pan do pewnych form i zwyczajów przywiązujesz wagę, a moja wyprawa nie skończona... tyle rzeczy brakuje.
— Lecz szczególne okoliczności... wyjątkowe.
— A! prawda! że jesteśmy, niestety, w położeniu zupełnie wyjątkowem, dorzuciła Lola, więc proszę pana powiedz pan z łaski swej stryjowi, że chcę mu być posłuszną, ale życzę i błagam go, aby mi dał trochę czasu.
Spojrzała na Romana, który siedział wyprostowany, najpocieszniejszą w świecie czułą robiąc minę i mrużąc oczy. Zdało się Loli, że widziała gdzieś zupełnie do niego podobnego glinianego kotka, grającego amoroso na gitarze. Mimowolnie porównała w tej chwili rubasznego, wesołego, niezgrabnego trochę, ale pełnego naturalności i życia garbarza i choć prawdą a Bogiem, wydawał się jej do zbytku oryginalnym, wolała jego rubaszność od tej sztywności narzeczonego.
Całe życie przesiedzieć naprzeciw takiej istoty krochmalnej, zimnej a udającej sentymentalizm, wyszukanie grzecznej i nieumiejącej się poruszyć, zdało się jej czemś przerażającem! Wzdrygnęła się.
— Przeznaczenie! okropne przeznaczenie! myślała, dla czegoż mnie ono spotyka.