Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No9 part5.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nieczujski zdawał się namyślać.
— Wszystko co piękne, co uszlachetnia człowieka, co obyczajom nadaje ogładę i stosunki przyjemnemi czyni, my także ludzie pracy cenić umiemy, brzydzimy się tylko próżnowaniem systematycznem, które zabija powoli człowieka i usypia, a z form przyjmujemy tylko te, które nie czynią kunsztownej lalki z istoty żywej.
— Ależ świat cywilizowany! przerwała Herma.
— Pani to nazywa cywilizowanym światem? przerwał Nieczujski i jakby się nagle opamiętał, dodal: A!jakże bo niewłaściwy przedmiot wybrałem do rozmowy...
— Owszem, mów pan, mnie to wielce zajmuje, przerwała żywo Lola. Ja nie należę jeszcze, mogę powiedzieć, do żadnego świata. Przeznaczenie zdaje się mnie popychać ku temu, który panu tak się dziwacznym wydaje... chciałabym jak najwięcej słyszeć i myśleć... dla uczynienia wyboru!!
— A, jeśli mnie pani upoważniasz, to choćbym się miał narazić moją otwartością będę mówił jak myślę, zawołał gość.
— W tym świecie co się nazywa wielkim, ludziom się zdaje, że do ideału dążą, ale... jeśli mam szczerze powiedzieć, podobni są do niego jak lalki, wystawione u fryzyerów do obrazów wielkich mistrzów. Całe życie ich składa się z kunsztownego udawania jakiegoś i ciągłej obawy, aby się w czemkolwiek formom nie uchybiło... Życie przechodzi na zabawach, które nie bawią, na pracach, które nie zajmują i do niczego się nie zdały, na kłamstwie, które nikogo nie oszukuje, a którym wszyscy się częstują.
— Więc pan, przerwał oburzony Roman, wolisz zapewne towarzystwo hałaśliwe, prostackie, w którym żadnej formy nie ma... aleć to barbarzyństwo.
— Za pozwoleniem, rzekł Nieczujski, nie rozumiemy się, panie hrabio, ja wcale tego towarzystwa karczemnego nie lubię, bo to pół zwierzęcy byt i życie w nim nieznośne, ale pomiędzy wyżynami wielkiego świata, który jest stworzony dla żywienia fryzyerów i modystek, a nizinami w grubych koszulach i łapciach, jest środek. W tym środku, jak zawsze w świecie, na zetknięciu się dwóch antagonizmów, jest życie normalne i prawda.
Jeszcze może więcej niż treść wyrazów p. Nieczujskiego, zdumiały Romana i słuchaczów użyte wyrażenia, wyniesione ze studyów uniwersyteckich, a w salonowej rozmowie niezwyczajne. Herma poczuła w tem jeszcze nie zupełnie zwietrzałego niemieckiego bursza, a Lola zaciekawioną nim była.
Roman czuł dlań politowanie i rodzaj pogardy.
— To są teorye, rzekł, na których cenie się my nie znamy. Cóż począć gdy kogo przeznaczenie postawiło w tym świecie? Musi w nim żyć i niech mi pan wierzy, że tym co w nim żyją nie wydaje się to tak strasznem i ciężkiem.
— A jak skoro komu z tem dobrze! rozśmiał się Nieczujski. Ja bo jestem prosty człowiek... nawykły do prawienia niestworzonych rzeczy. Co w myśli to na języku.
— To jak ja! rozśmiała się ciocia Nieczujska... moją naturę masz... Herma i Lola popatrzały na siebie, dziwnie się im jakoś zrobiło. Hrabia się zupełnie odwrócił od sąsiada i milczał. Nieczujski tym czasem rzucał naiwne pytania o to i owo, na które rzadko mu umiano odpowiedzieć. Przekonywał się, że i pan ten i panie warunków rzeczywistych kraju i życia jego nie znały zupełnie. Lola rumieniąc się tłomaczyła, że niedawno wyszła z pensyi: Herma nie myślała oszczędzać człowieka, który zaczynał jej być wstrętliwym.
— Ale cóż bo pan od nas chcesz? zawołała, żebyśmy się takiemi rzeczami zajmowały? Ja myślę o sukni, o ubraniu, o koronce, o balu, o podróży do wód i o tem