Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No6 part3.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W niedostatku kagańca, zapalono latarnie w koczu, ale te, doskonałe w mieście, na grobelkach i mostkach oświetlały tylko już przebyte niebezpieczeństwa. Trzeba było jechać powoli stawać nawet, aby nieznaną drogę badać gruntownie i do Odryszowa późno już dostał się Roman. Przez kilka tych godzin myślał ciągle o swem położeniu, myślał to co powie przed Bończą, którego wtajemniczać nie wypadało... Stanęło na tem, aby w jak napomyślniejszem świetle odbytą kompanję przedstawić.
Pan Cherubin Bończa tylko co powróciwszy z polowania, na którem jednego tylko lisa uszczuł i z chartami swemi wcale miał nieprzyjemne rozprawy, siedział u komina z cygarem w humorze nienajlepszym, gdy mu o gościu oznajmiono.
Cale się go niespodziewał, ale — rad mu był wielce, bo coś z niego dobyć miał nadzieję i rozerwać się. Dom był kawalerski, ale na wielkiej stopie choć w wielkich długach. Bończa musiał utrzymywać się na tym tonie fałszywym i wysokim dla ożenienia. Nie wypadało mu mając różne projekta spuścić z niego. Długi więc nie zawadzały elegancyi, dobrej kuchni, polowaniom wystawnym i sportowi... Sam dwór, w nadziei że doń wkrótce gospodyni zawita, był przystrojony na jej przyjęcie.
Żydzi nie wątpiąc o tem że się pan Cherubin dobrze ożeni, pożyczali chętnie, nie zbywało więc na niczem. Naprzeciwko przybywającego Romana wypadł w eleganckim dezabilku wieczornym gospodarz...
Na pierwsze wejrzenie domyślił się z twarzy umyślnie rozpromienionej Romana, że tam coś nie bardzo szczęśliwie mu pójść musiało. Znawca instynktowy charakterów, wiedział że hrabia gdyby mu się powiodło byłby skromny i pokorny, — rozpromienienie okrywało tylko niepowodzenie. Udał jednak że nic nie rozumie. Wziąwszy się pod ręce poszli razem do gabinetu, zadysponowano herbatę i wieczerzę razem.
— Nie spodziewałem się, żebyś dziś nazad powracał zawołał Bończa.
— Ja także — rzekł Roman, ale złożyło się lepiej, niż się spodziewałem. Rozmówiliśmy się szczerze i otwarcie z Baronówną; rzecz skończona, spieszę do stryja chorego, aby go można uwiadomić... Zajechałem tylko na chwilkę troszkę spocząć u ciebie.
— Doskonale zrobiłeś, mam parę kuropatw, które nam dadzą z rożna, szpikowane, z cytrynką, bo po obiedzie u panny musisz być głodny. Que diable w podobnem położeniu, dodał śmiejąc się, pieczonego anioła człowiek by w usta nie wziął.
Spojrzał na niego, Roman wyciągał się na kanapce widocznie złamany i znużony.
— No — a panna, jak ci się podoba?
— Prześliczna! a jaki takt! jaka przyzwoitość! Gdybyś widział toaletę!
Bończa się uśmiechnął.
— Samąś ją tam zastał?
— Z przyjaciołką, panią, panią... zdaje mi się Grzegorską.
— A no! znam, wiem! ale się dziwnie dobrały, przyznam ci się, szepnął oglądając się gospodarz, Grzegorska śliczna jak anioł, sprytna jak szatan, zalotna jak nie wiem co... niekoniecznie dla panienki mającej wyjść za mąż, dobrym jest mentorem...
— Towarzyszka z pensyi.
— A no, rzekł Bończa, dla twojej tylko wiadomości dodam... że ta piękna Herma od roku jak poszła za mąż, i głowy zawraca wszystkim.
— Może temu niewinna.
— Zdaje się, że wie co czyni, ale ją to bawi.. Niebezpieczna gra...
Roman ruszył ramionami.
— Baronówna, rzekł, tak odmienne ma usposobienie i charakter, że na nią żadna przyjaciołka wpływu mieć nie może.