Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No5 part2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ła się była i nastraszyła Lolę, dowodząc że powinna sam na sam pozostać z hrabią Romanem... Z tego powodu przerażona Lola wymogła na przyjaciołce, że ją na chwilę nie opuści. Lecz zrobienie figla nadto było powabnem dla Hermy, aby na nią zbyt wiele liczyć było można. Lola truchlała.
W tej chwili dla jakiejś dyspozycji kamerdyner wywołał ciocię Nieczujską: okiem litości błagającem spojrzała Lola na towarzyszkę, która niby nic nie widząc i nierozumiejąc z kwiatkami u okna miała do czynienia.
Roman rozglądał się po salonie, ale w oczach mu się ćmiło, widział tylko przed sobą malowanego Hofratha, perpendykuł zegara i ogromne falbany sukni pani Hermy. Na Lolę nie miał nawet spojrzeć odwagi.
Pierwsze wejrzenie nauczyło go że była bardzo piękną, że ruchy jej pełne powagi, wrodzonym, instynktowym nacechowane były wdziękiem... Głos miała miły choć na pozór surowy. Nie zakochał się od tego spojrzenia bo w ogóle do zakochania był trudny, ale powiedział sobie że jako hrabina Zebrzydowska, Baronówna pięknie będzie wyglądać.
Jakkolwiek uprzedzona przeciw narzuconemu jej pretendentowi, Lola też nie znalazła go tak źle jak się lękała; wydał się jej krochmalny, sztywny, zimny ale znośny.
Herma zdaleka go egzaminując wyznała w głębi ducha, że daleko był pokaźniejszym od jej męża.
— Pan wiele podróżowałeś? zapytała nagle przysiadając się do niego Herma. Gdzież pan był?
— Po troszę wszędzie... rzekł Roman... podróż jednak odbywałem tak pośpiesznie iż za niezbędne uważam ją kiedyś, jeśli okoliczności dozwolą, powtórzyć.
— A Paryż pan zna? spytała Herma której narzucało się inne pytanie zaledwie litością dla Loli powstrzymane chciała go zapytać: czy był w Kołomyi?
— W Paryżu mieszkałem kilka miesięcy... ale na Paryż i to za mało.
— Lub za wiele, dodała Herma, bo się już po kilku miesiącach pobytu tęskni za nim. Ja tylko kilka tygodni przesiedziałam tam... i zapomnieć go nie mogę! A! uroczy... Namawiam Lolę byśmy jechały razem...
Roman odpowiedzieć nie umiał; Lola strzępiła bardzo piękną batystową chusteczkę... Wchodząca na powrót Nieczujska zdyszana, popatrzyła na Lolę bladą, na zbyt rumianą Hermę, na wyprostowanego kawalera i w duchu rzekła sobie:
— To dopiero historia! Co ja tu z niemi pocznę...
Hrabia Roman z ciężko dobywających się z ust Loli wyrazów, z całej postawy jej, z twarzy, mógt poznać że nie był dla niej pożądanym gościem. Mógł się on tego spodziewać wcześnie, ale inaczej sobie wyobrażał tę wychowankę klasztoru, jako istotę trwożliwą, nieśmiałą, powolną, dziecinną. Znajdował w jej miejscu wprawdzie wiekiem młodziuchną, ale niezwykle surową, nasrożoną i zimną istotę, która mu się mówić zdawała, że go nie chce i że może sobie iść precz.
Takie na nim czyniła wrażenie. Zadanie stawało się nieskończenie trudniejszem niż sądził.
Nieczujska widząc zakłopotanie dwojga przyszłych małżonków, puściła się sama na gadaninę dosyć niezręczną, byle nie dać utrapionemu zapanować milczeniu. Plotła trzy po trzy, lecz to ratowało resztę towarzystwa od gorszego jeszcze łatania rozmowy przerywanej.
Mówiła co jej do ust przyszło... Roman kiedy niekiedy rzucił słowo, Herma miała pretekst do śmiechu, który ją dusił, Lola patrzała w okno, prawie się nie mięszając do rozmowy. Wszyscy coraz to spoglądali na zegar, który ze swemi pastuszkami huśtającemi się, jakby wcale nie szedł tak wskazywał powoli upływające minuty.