Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No2 part4.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tek, już im zupełnie prawo obywatelstwa nadało. Nikt nie śmiał wątpić o autentyczności.
Gdy hrabia Roman z ostatniej stacyi wziąwszy konie, dobił się po najgorszych galicyjskich drogach już późną nocą, w oknach przedpokoju od dziedzińca zastał światło jeszcze, a choć z powozem zatrzymał się u bramy, dosłyszał znać i domyślił się przybycia jego doktór nadworny pan Pęklewski i wybiegł na przeciw niemu na ganek. Był to lekarz jakich wielu, a człowiek jeszcze dobijający się sławy, wziętości i pozycji w okolicy, więc duszą i sercem oddany domowi, przez który inne spodziewał się zadzierzgnąć stosunki. Nie kosztowała go więc służbistość największa przy starym hrabi i najczulsza a pełna poszanowania przyjaźń dla młodego... Obu był powolnym do ostatnich możliwych granic.
— A! to szczęście żeśmy się nareście pana hrabiego doczekali! zawołał Pęklewski zbiegając ze wschodów z których o mało nie upadł spiesząc naprzeciw nowo wschodzącej gwiazdy. Hrabia się nieustannie dopytywał o pana.
— Lecz jakże się ma? jak się ma! przerwał Roman, wchodząc już na ganek...
— Nie mogę powiedzieć ażeby się polepszyło, cicho odezwał się Pęklewski. Nie mam co taić, godziny życia są policzone niestety, ale słabość da się przeciągnąć i przeciągnie. W tej chwili nagłego niebezpieczeństwa nie ma. Nadzwyczajna energia charakteru trzyma naszego hrabiego przy życiu. Osobliwsza, niesłychana organizacja, inny by tego nie wytrzymał. Lecz hrabia gdy co postanowi, gdy czego zapragnie, zdaje się że samo życie i śmierć zmusi do posłuszeństwa.
— Czy śpi? zapytał Roman.
— Choćby nawet drzemał, możemy wejść po cichu. Żądał tak bardzo przybycia hrabiego iż się nim ucieszy, a to tylko dobrze na zdrowie wpłynąć może.
— Chodźmy więc..
To rzekłszy machinalnie obejrzał się po swym stroju Roman, egzaminując czy jest przyzwoicie ubranym do wystąpienia przed stryjem. W tej chwili nawet nie mógł o pewnych prawidłach zapomnieć. Strój był podróżny, choroba i nagłość małe nieforemności dostatecznie tłomaczy.
Na palcach przeszli parę pokojów pustych i przyciemnionych w których kilku służących czuwało. Doktór Pęklewski ostrożnie podniósł ciężką portierę sypialnego pokoju i oglądając się bacznie, z palcem na ustach poprzedził Romana
Sypialnia w której hrabia leżał, była przepyszna: łóżko do koła osłonione, było rzeźbionem arcydziełem XVI wieku. Do niego stosownie cały sprzęt został dobrany. W stanie zdrowia hrabia miał inny powszedni pokój sypialny o wiele skromniejszy — czując się jednak źle i coraz gorzej, zapragnął zająć ową paradną izbę i łoże, aby umrzeć z pewną prozopopeją odpowiednią rodowi swemu. Było mu tu może nawet mniej dogodnie, lecz wyglądało bardzo po pańsku. Komin z rzeźbionego drzewa, zwierciadła w ramach odpowiednich, stare bióro i stoły, nadawały pokojowi ponurą jakąś powagę Posadzka pokryta grubym kobiercem, ciężkie portjery u wszystkich drzwi, czyniły z niego jakby dawną komnatę zamkową.
W chwili gdy weszli, ciężkie westchnienie dało się słyszeć z za firanek i głos osłabły, ale dosyć wyraźny i stanowczy, odezwał się.
— Pęklewski?
— Jestem panie hrabio, odparł cicho doktór uchylając firankę, jestem, i nie sam, mam szczęście zwiastować przybycie hr. Romana.
— Odsuń firankę! zawołał chory. W chwili rozkaz został wykonany, w świetle przyćmionej lampy stojącej na stoliku, ukazała się blada twarz rysów szlachetnych i pięknych, z oczyma głęboko wpad