Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No20 part4.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bieństwem. Jest to mój jedyny krewny, nie kryję panu, że dla niego mam szacunek i przyjaźń szczerą.
— To jedno iż ten pan jako Kuzyn znajdować by się musiał w naszym przyszłym salonie, czyni dla mnie tolerowanie tego stosunku niepodobnem.
Lola uśmiechnęła się, lecz w oczach jej widać było politowanie.
— Zmuszasz mnie pan abym przy rozstaniu z nim stała się nie grzeczną, rzekła zniżywszy głos do szeptu prawie. Czyż hrabia sądzisz że dla mnie, a ze mną może i dla wielu innych osób, tajemnicą jest stan pańskich rodziców i ich położenie?... A pan wyrzucasz mi pokrewieństwo to i człowieka, na którego wartości się nie poznałeś?
Piorun któryby uderzył w niego, straszniejszego by na hr. Romanie nie wywarł skutku, nad te ciche słowa, które go do ziemi przybiły.
Stał się innym człowiekiem...
Być może, iż Lola sama pożałowała słów wyrzeczonych, których powstrzymać nie umiała, tak upokorzonym go ujrzała, tak straszliwie zmienionym... Drżał cały oglądając się do koła.
— Jeśli stryj zwierzył pani tę tajemnicę, którą pragnął mieć ukrytą, rzekł, bo inaczej nie pojmuję jakby ona do niej dojść mogła... nie godziło się...
— Godzi mi się oznajmić panu, że ten zacny opiekun, którego szanuję pamięć, dla mnie nie miał tajemnie. Rzecz ta pozostanie bądź co bądź między nami, chociaż w mych oczach nieboszczyk dał dowód słabości.
Zamilkła, Roman podniósł głowę bladą.
— Mam pani słowo...
— Nie wydam pańskiej tajemnicy, bądź pan pewnym, rzekła, ruszając ramionami, bobym nieboszczykowi uchybiła i drogiej jego dla mnie pamięci...
Roman nie miał siły już dodać ani słowa, skłonił się zdaleka.
Było to pożegnanie. Szybkim krokiem wyszedł do salonu, przechodząc przezeń skłonił się raz jeszcze wszystkim i zniknął...
Konie znać stać musiały przed gankiem, gdyż wkrótce później powóz ruszył.
Lola nie rychło powróciła do salonu.
Potrzebowała zebrać myśli, oprzytomnieć, uspokoić się, siadła w gabinecie sama, sparła głowę na ręku, zadumała się. Łzy potoczyły się z oczów. W takim stanie znalazła ją Herma, która weszła niespokojna i przestraszyła się widząc rozpłakaną, przypadła do niej żywo.
— Lolu, co ci jest? co ci się stało?
Czego płaczesz? Ten nieznośny hrabia wyjechał. Zerwałaś z nim?
— Ja? nie!
— Cóż zaszło między wami?
— Nic nie wiem, nie pytaj mnie, mówiła przerywanemi słowy Baronówna, nie rozumiem co się stało... Nie wiem co z tego wyniknie.
Herma nic więcej dowiedzieć się już nie mogła. Błagała napróżno. Domyśliła się jednak łatwo, iż rozeszli się w nieporozumieniu...
Wieczorem Baronówna dla bólu głowy zamknęła się w pokoju.
Nazajutrz ukazała się znacznie spokojniejszą, patrzała tylko w okno jakby czekała na coś i pierwsza postrzegła z południa, przybywającego w wielkiej żałobie mastalerza z Gromów, który przywiózł list do niej.
Trzech posłańców jeden po drugim pobiegło po to pismo, lecz gdy je przyniesiono, Lola nie miała go siły otworzyć... Brała je po kilkakroć w ręce i rzucała z przestrachem.
Przyjaciołka patrząc na to zniecierpliwiona wzięła na siebie rozerwanie koperty... przebiegła ją oczyma