Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No1 part5.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

potrafią się nie okazując tego po sobie, obejść bez niego.
Chorążyna słuchając téj teoryi synowskiéj dziwnie poczęła trząść głową...
— Inny to świat, rzekła — ja go tam ani rozumiem, ani mogę pojąć — ale musi to z tem być dobrze, kiedy ludzie co na świecznikach stoją, do tego doszli.. i tak sobie życie ułożyli... Żenią się i u nas dla dogodności, przez rozwagę.. a małżeństwa bywają ni gorsze ni lepsze niż te które miłość wiąże... A jednakże...
Westchnęła matka.
— Cóż mnie do tego — dodała, jeśli ty to znajdujesz naturalnem i dobrem — a jednak ja bym dla ciebie była pragnęła żony, coby cię jak wart jesteś kochała..
Spojrzała nań i pocieszyła się myślą:
— Którażby tego ślicznego chłopca mogła nie kochać!
Zdaje się że br. Roman nie wydając się z tem, podzielał jej przekonanie.
— Myślisz że o tem pisał doojca? zapytała Chorążyna.
— Tak sądzę, kazał mi na list przywieść odpowiedź.
Głownie olszowe dopalały się na kominku, stary zegar wskazywał jedenastą godzinę, Chorążynie przyszło też na myśl, że dziecko mogło być zmęczone, wstała więc ściskając je w milczeniu, zadumana, a hr. Roman odprowadziwszy ją do sieni, rozebrał się przy niezręcznej pomocy chłopaka, którego mu przysłano do skomplikowanej, toalety wieczornej nie mniej jak dzienna wyszukanej i prawidłowej.
Tym czasem Chorążyna szła do sypialni, gdzie męża zastała klęczącego i zatopionego w jakiemś rozmyślaniu głębokiem. Zdaje się że przyjście jej usłyszawszy stary pośpiesznie dokończył modlitwy i wstał jakby ze snu przebudzony.
W twarzy jego zamiast radości jaką powinno było obudzić przybycie dziecięcia, malowała się boleść utajona.
Chorążyna przewidywała już z niej burzę.
— Czy to jegomości niedobrze z tego wzruszenia, rzekła, może byś się co napił.
— Ja? napił? podchwycił stary, chyba Lettejskie wody?
— Jakaż to woda? ja jej w domu nie mam! w prostocie ducha odezwała się Chorążyna, może Roman co z sobą różne rzeczy wozić musi, ma ją przypadkiem, poszłabym wziąść.
Stary się uśmiechnął.
— Nie trzeba nic już, rzekł, przejdzie to jak przeszło wiele, jak wszystko przechodzi. Asińdzka już pewno wiesz o nowym pana Filipa projekcie. Lalkę tę ledwie wystrychnął, już smarkacza żenić myśli i to jeszcze z baronówną niemiecką.
— Roman mi mówił że się czegoś domyśla, ale panna milionowa.
— Niechżeby sobie zaniosła i siebie i miliony do Niemiec, zawołał Chorąży, tego jeszcze brakło żeby Roman przy niej się na cudzoziemca wystrychnął, choć i tak nie wiedzieć co to jest.. ni polak, ni francuz, ni austryjak.. ni szlachcic... ni..
Ruszył ramionami.
— Proszą mnie o zezwolenie, dodał, śmiejąc się ironicznie, prawdziwy luxus i ceremonjalność pana Filipa, boć wiedzą żem syna się zrzekł i ręce mam związane. Zdałem jego losy i szczęście o przyszłość na stryja, niech sam radzi...
— Ależ dziecku choć błogosławieństwo twe należy, wtrąciła Chorążyna...
— Co mu po niem — smutnie rzekł ojciec, obcyśmy sobie — niepodobny on do mnie, ja go nierozumiem... rozeszły się drogi nasze.