Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No1 part3.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kowane, bo służącego nie było. Spostrzegłszy to matka zaczęła się naprzód domagać, aby pomódz mogła do rozłożenia synowskiej toalety. Hr. Roman nie zaprzeczył, że wypakowanie jéj było niezbędną potrzebą lecz chciał się tem sam zająć.
— Ja jestem nawykły w istocie do wielkiego porządku — rzekł, bo i stryjaszek to lubi, żeby zawsze było przyzwoicie wszystko i w swem miejscu... ale ja to natychmiast podobywam i rozłożę..
Do rozłożenia wszakże okazał się brak stołu nakrytego, któryby przybory eleganta mógł pomieścić.
Na komodzie bowiem i na małym stoliczku tyle naprowadzono różnych rzeczy, iż toaleta już by się na nich jak należało rozłożyć nie mogła. Chłopak zawołany wniósł żądany stół; serwety jednak nie dozwolił zasłać hr. Roman upewniając, że ją ma z sobą i wozi zawsze na wszelki wypadek.
Z pedantyczną dokładnością otworzył zamczystą torbę, która rozwarłszy się ukazała zdziwionym oczom matki we wnętrzu swym niezliczone mnóstwo tajemniczych narzędzi, flaszek, szczotek, woreczków, pudełeczek i skrzyneczek..
— I do czegoż się to wszystko przydać może! zawołała pani Chorążyna. Roman uśmiechnął się z pewną dumą.
— Ale tu nie ma jednej śpilki, któraby nie była koniecznie nieodbicie potrzebną, widzi kochana mama rzekł dobywając lusterko, flakony, puszki i cały szereg najdziwaczniejszych narzędzi...
Bez tego jabym doprawdy nie wiedział, jak się przyzwoicie umyć rano i ubrać...
Dwanaście flaszek perfum różnych, wód do zębów, do twarzy, kilka gąbek różnego kalibru, ręczniki twarde i mięsiste, cienkie i delikatne, na ostatek pudełko różnych guzików i kollekcja szpilek zaświeciły symetrycznie ułożone na stole... Za temi poszło wydobywanie ubrań wieczornych i rannych, czapeczek, fezów, szlafroków, pantofli ciepłych i zimowych... tak że Chorążyna, której to bogactwo zrazu pochlebiało — w końcu sama też uśmiechać się z niego zaczęła zamyślona.
— Przyznam ci się, odezwała się cicho — że jesteście niewolnikami wielu zdaje mi się nie zupełnie potrzebnych nawyknień. Mój Boże! myśmy życie całe przebyli niedomyślając się wcale ich niezbędnéj konieczności — ale....
— Ale proszę mamy, całując ją w rękę dodał hr. Roman — u nas byłby wyśmianym ktoby do powszechnego zwyczaju się nie stosował... a popełnić jakąś nieforemność, okazać się nieświadomym pewnych obyczajów — to zabija.
— To być może, spuszczając głowę i siadając u kominka, zamknęła matka... ja też dziwię się tylko a nie krytykuję nic... Mówmy raczej o tobie. Jakże stryj? zadowolniony z ciebie?
— Tak mi się zdaje — odparł Roman, okazuje ciągle największą czułość dla mnie i nieraz mi powtarzał, iż ziściłem jego nadzieję i godnym się okazuję potomkiem wielkiego Zebrzydowskich domu. Staram się do jego skazówek i rad stosować... Moje stosunki nawet, znajomości, przyjaźnie poddałem jego rozkazom...
— Boś ty także dobre, poczciwe dziecię! przerwała matka aby mieć powód pocałować go w głowę.
Chłopak zarumienił się z radości i dumy.
— Ale wie mama, dodał po cichu rumieniąc się bardziej jeszcze i spuszczając oczy na śliczne swe białe, długie szlifowane pazurki: wie mama po co mnie tu podobno wysłano i co — jeźli się nie mylę, list stryjaszka zawiera?
Chorążyna ciekawe otworzyła oczy... a Roman zbliżając się szepnął.
— Zdaje mi się, że stryj mnie chce ożenić!
Matka drgnęła i mimowolnie klasnęła w dłonie.