Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No18 part5.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

doktorze, niż kiedykolwiek było... Oczyma powiódł i zażądał aby go podniesiono z poduszkami, oddychać coraz ciężej było... Widocznie śpieszył się mówiąc, jakby obawiał, że mu czasu zabraknąć może.
— Wszystko jest w porządku, mówił schylając się ku Romanowi na pół osłupiałemu, testament mój w sądzie złożony, papiery zregestrowane... Ślub trzeba przyśpieszyć, nie zważając na żałobę...
Pogrzeb także...
Tu obejrzał się hrabia niespokojnie, skinął na synowca i szepnął mu do ucha głosem ledwie posłyszanym:
— Ojcu dasz znać później, nie trzeba ażeby się tu pokazywał, to by ci zaszkodzić mogło mnie też i pamięci mojej. Pojedziesz do nich jeśli zechcesz.
Ręką przeciągnął po twarzy.
— Księdza! Księdza! zawołał nagle...
— Panie hrabio, spokoju! spokoju! powtarzał Pęklewski podając lekarstwo jakieś ręką drżącą. Chory wypił je i zdawało się że podziałało nań. Zamknął oczy, odetchnął lżej... ręce opadły nieruchome, piersi poruszały się zwolna.
Do poblizkiego probostwa pobiegł ktoś dać znać wikaremu, który sam tylko był w domu. Szczęściem ksiądz już wstał był i niedługo zjawił się we dworze. Hrabia zdawał się usypiać, lecz obudził się odgadując przybycie wikarego, którego przywołać polecił.
Dr. Pęklewski trochę był przeciwnym przypuszczeniu go, obawiając się wrażenia, lecz rozkazowi wyraźnemu uledz musiał. Spowiedź trwała krótko... ostatni obrzęd odbył się z przytomnością zupełną, lecz po nim Hrabia znowu skarżyć się zaczął na duszenie, kazał podnosić poduszki i tak siedząc drzemał znowu.
Hr. Roman wyprowadził Pęklewskiego do przedpokoju.
— Mów mi pan, czy istotnie jest tak bardzo źle?
— Hrabia do jutra nie dożyje, odparł doktór, niemożna się łudzić, wszelkie środki podtrzymania życia daremne.
Milczący powrócili do łoża umierającego, który to usypiał, to budził się oglądając na Romana, a ilekroć go ujrzał, jakby zgryzota mu dokuczała, zamykał oczy wzdychając.
Stan taki trwał do wieczora, nadeszła gorączka i chory stracił przytomność. Kiedy niekiedy wyrywały mu się z ust wyrazy dziwne, dowodzące że przez głowę osłabłą, przesuwały się marzenia z całego życia przypomnień.
— Oświecić salę, wołał... wdziać wielkie liberye... żeby mi było po pańsku... Zdjąć z niego kalkulacyą szczelnie.. rachunki są fałszywe. Pięćdziesiąt tysięcy czystego zarobku... Roman niech się uczy po angielsku... Brat mi tego za złe nie weźmie, uczynię szczęśliwym... To córka moja... to jej córka... jaka do niej podobna... tak jak ona smutna... niech zaraz do ślubu stają, zaraz... Ona go poprowadzi, jestem spokojny...
Je suis le Comte Zebrzydowski!
Kto przeczy? Zabiję. Wasza Ekscellencya raczysz przyjąć hołdy moje...
Urywane, bez związku wymykały mu się z ust te wyrazy przeplatane śmiechem i westchnieniem, w ostatku usta już tylko poruszały się bez głosu... oddech to ustawał, to wybuchał gwałtownie walcząc z sił ostatkiem z ugniatającym go ciężarem, śmiertelna bladość pokryła twarz... oczy się zamknęły. Hrabia Filip Zebrzydowski nie żył.
Dr. Pęklewski który stał przy łóżku, powolnie przycisnął na pół otwarte powieki. Roman stał osłupiały długo, musiał go odprowadzić do jego mieszkania. Tu, dziedzic Pruhowa padł w fotel, aby siły odzyskać i powrócić do przytomności. W pałacu spodziewany zgon Hrabiego nie wywołał żadnego poruszenia, wszystko zawczasu przygotowane było n