Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No17 part4.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Widzisz, nie jestem bardzo dobrze, a tak mi życie potrzebne, właśnie, gdy ode mnie ucieka.
— Ale gorzej przecie nie jest.
— Ani lepiej, rzekł hrabia, dni moje policzone; a jak we wszystkich ludzkich rachunkach coś na omyłkę też potrzeba mieć w zapasie. Moja Lolu kochana chciałem cię widzieć koniecznie, aby prosić byś mi choć zgon lekkim uczyniła i spokojnym. Chcę umrzeć, widząc twój los ustalony i przyszłość Romana. Co masz przeciwko niemu?
Spojrzał na nią, oczy miała spuszczone i milczała.
— Kochany opiekunie, odezwała się z ciężkością dobywając wyrazów z siebie, nic nie mam przeciw niemu, ale nic za nim, oprócz twej woli.
— Tak, lecz spuść-że się na to, iż wola moja nie jest dziwactwem, nie jest chorobliwem marzeniem, jest rachubą na szczęście wasze. Znam Romana bardzo dobrze... Znam go lepiej niż ty; nie jest człowiekiem złym, lecz niestety, pragnąc z niego uczynić dziedzica wielkiego domu, zatrzeć ślady pierwotnego wychowania, trafiłem na naturę miękką, która się inaczej obrobić nie dała. Jest dobrym, jest szlachetnym; ale jeśli ty go nie uratujesz, on zginie... Z nim imie nasze i moje ostatnie nadzieje..
Nie żądam ofiary, bo wiem, że potrafisz go poprowadzić i będziesz szczęśliwą, to jest panią swej woli losów. Romana znam, innego jakiego byś wybrać mogła ocenić bym tak nie umiał... lękałbym się o ciebie, wierz mi, umiej go prowadzić, prowadź, stanie ci się posłusznym...
— Kochany hrabio, odezwała się po namyśle baronówna, dałam ci słowo, będę posłuszną, lecz pozwól mi westchnąć nad tą smutną koniecznością prowadzenia tego, któryby właściwie moim być powinien przewodnikiem.
— Twoim? podchwycił hrabia, uśmiechając się. Ja cię tak jak jego znam od dziecka, widziałem cię rozwijającą się i rosnącą, nie sądzę, żebyś była stworzoną do podległości.
— Lecz czyż w małżeństwie nie ma nic nad tę konieczność, ażeby jedno z dwojga panowało? zapytała Lola.
— Mogłoby się trafić — odezwał się hrabia, że dwa charaktery dobrałyby się zupełnie równej siły, ale jakże to rzadko się zdarza... Naówczas, gdy ostygnie miłość rozpoczyna się walka, siły się równoważą i małżeństwo staje się jak książę S. umierając mówił trzydziestoletnią wojną.
— Ja nie znam wcale świata, poczęła Lola, gdy zamilkł, inaczej sobie jednak wyobrażałam przyszłość. Chciałam by w pomoc jej przyszło serce, żeby się zrodziło uczucie. My się nic a nic nie znamy!
— Byłoby to wymówką dla mnie, odezwał się stary hrabia, żem was zawczasu nie zapoznał i nie zbliżył, ale przyznam ci się, żem się tego obawiał więcej niż po tem spodziewał. Ta myśl że możecie być dla siebie przeznaczeni wstręt by obudzić mogła.
— Pozwól mi być otwartą, zaczęła Lola coraz odważniej, widocznie usiłując się zdobyć na siłę, chcesz mojego szczęścia, byłeś przyjacielem mej matki, byłeś doradzcą ojca, byłeś mi ojcem przybranym...
Hrabia uchwycił ją za rękę i spojrzał na nią z czułością, łzy mu się potoczyły z oczów.
— Czyż pewien jesteś, iż dla hr. Romana i dla mnie związek ten będzie szczęściem nie niedolą i niewolą?
Stary milczał długo.
— Któż czegokolwiek na świecie mógł kiedy być pewnym, rzekł spokojnie, ale wy młodzi macie złudzenia, z których mnie życie wyleczyło: wy wierzycie w siły, w zjawiska, w szczęście, w marzenia, których nicości nauczyło mnie ono. Dla tego zdaje mi się, że