Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No17 part2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— W tem wszystkiem jest dla mnie jakaś tajemnica. Matka umierając podobno i znając swego męża, który był tak wyłącznie biurokratą, iż się do niczego więcej nie zdał, zdała opiekę na przyjaciela domu hrabiego Filipa, ojciec, umierając naznaczył go opiekunem córki.
Spuściła oczy Herma i cichuteńko szepnęła.
— Wie pan, nie chce posądzać, ale to tak jakoś wygląda, i ludzie tam coś mówią, jak gdyby między hrabią a matką Baronównej, była jakaś bardzo serdeczna przyjaźń, która tę opiekę jeszcze troskliwszą czyni.
— Lecz to właśnie powinno by opiekuna skłonić aby wszystko szczęściu pupili poświęcił, rzekł nie chcąc badać Adolf.
— Tak, lecz hrabia chciałby dziedzica swego imienia i majątku połączyć z tą, którą też kocha jak własne dziecię dokończyła Herma.
A! rzekła po chwili, nie położę się spać dopóki Lola nie powróci i póki się nie dowiem co się tam stało... Baronówna powie mi wszystko... Dzień taki mi się wydaje nieznośnie długi!!
To mówiąc wstała od stołu, Adolf odprowadził ją do salonu i jak mógł najprędzej uciekł do oficyny.


Po wyjeździe D. Pęklewskiego z Pruhowa, nad wieczorem hrabia Filip uczuł się gorzej nieco i kazał odprowadzić do łóżka. Wziął lekarstwo, odmówił wieczerzy, skarżył się na ból głowy, służący który w ciągu tej choroby zawsze był przy nim, znalazł że nogi znowu więcej namiękły i zdało mu się, że puchlina postąpiła wyżej nieco. W nocy była lekka gorączka. Sługa chciał posłać nic nie mówiąc po doktora, lecz nie wiele by to powrót przyśpieszyło, którego się w każdym razie spodziewano dnia tego.
Jakoż nad rankiem Pęklewski przybył z hr. Romanem i nie spocząwszy pobiegł się zaraz dowiedzieć do pokoju chorego. Tu mu opowiedziano jakie zaszły zmiany, ale hrabia nadedniem zasnął, sprawdzić więc ich i rozpytywać się nie mógł. Pęklewski położył się w drugim pokoju na kanapce, aby być gotowym, gdy chory się przebudzi. Niedługo spoczywał, bo głos hrabiego dał się słyszeć i pobiegł zaraz do niego. Chory postrzegłszy go, podniósł się żywo i pierwsza rzecz o którą spytał, była:
— A cóż? Baronówna? kiedy?
— Będzie tu za godzin kilka, myśmy ją z hr. Romanem poprzedzili.
Głowa starego opadła na poduszki, lecz natychmiast prawie podniósł się i chwycił Doktora za rękę, ciągnąc go ku sobie. Oczy mu błyszczały chorobliwie, usta miał spalone, oddech przyspieszony.
— Mój Pęklewski, mówił prędko i gorączkowo, ty z całą twoją nauką i poczciwością, nic nie poradzisz na to, zwlec można koniec choroby ale go nie podobna odmienić, ja to wiem. O życie mi nie idzie, chodzi mi o to ażebym dokonał co mi każe serce i sumienie: potrzebuję na to czasu i siły.
Jest mi gorzej, zdaje się że puchlina postępuje. Zrób co tam wiesz i umiesz, aby ją uprosić o folgę, choćby to w rezultacie skrócić mi miało konanie... Jutro przyjeżdża baronówna.
— Dziś, poprawił Pęklewski, bo oto już dnieje, a za kilka godzin tu stanie.
— Tak, prawda, prawda! noc przeszła, rzekł hrabia, przebyłem ją w gorączce.
Daj że mi co, abym przytomnym był i silnym i swobodnym... potem niech już będzie co chce...
— Ja myślę, pospieszył Doktór, że pan hrabia nic nie potrzebujesz... tylko trochę wypoczynku.
— Tak, a spokoju, któryby dał wypoczynek wyro-