Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No16 part2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ona go znieść nie może i znosi tylko przez jakąś wdzięczność dla opiekuna. Zdaje mi się jednak, że żądać by ją tak daleko posuwała....
— Dajmy temu pokój, powtórzył Pęklewski, mnie nawet mówić o tem nie wypada. Niech się sobie dzieje co chce. Co mi tam do tego!! Nie mięszam się do niczego.
Nieczujski spojrzał; Dr. Pęklewski zabierał się do drzwi. Jak-że ty jesteś z hrabią Romanem?
— Nijak, rzekł śmiejąc się Adolf, on mnie ignoruje, a ja mam litość nad nim. Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć: ja mu zawadzam, a on mnie niecierpliwi.
— Bądź co bądź — aby się i na mnie nie pogniewał za to żem tu przyszedł, nie idąc wprzód do niego, pozwól bym tam poszedł — powrócę...
Niespokojny wybiegł Pęklewski szukać hr. Romana, słusznie się domyślając, iż go odwiedziny w oficynach zniecierpliwią. Zastał go chodzącego po pokoju, ręce w kieszeniach, z miną pańską i chmurną.
Doktorowi szło o to bardzo, aby się w łaskach u hrabiego utrzymał, dostrzegł zaraz chmury i usiłował je rozpędzić.
— Hrabia daruje, żem tu nie pospieszył, znalazłem niespodzianie dawnego uniwersyteckiego towarzysza i chciałem się z nim rozmówić, przyznaję się, ażeby z niego coś wyciągnąć.
Roman popatrzał.
— Cóż to jest ten Nieczujski? spytał.
— Był to bardzo dobry uczeń w uniwersytecie i — jak sądzę zamożny obywatel.
— Garbarz.
— Może być że ma garbarnię.
— Wlazł tu i siedzi nie wiedzieć czego... prosty człek, nieznośny i daje sobie tony... Pan byś mu choćby ode mnie, dać powinien do zrozumienia, że najlepiej by zrobił gdyby sobie ztąd pojechał.
— Ja sądzę że on to uczyni i bez mej rady, bo mu jak mówi, do domu pilno.
— Bardzo się cieszę.
— Baronówna jutro jedzie do Pruhowa... cóż on tu będzie robił.
— Więc jedzie! uśmiechając się rzekł Roman — a zatem i ja towarzyszę.. to dobrze.. Tu chwili nie było swobodnej, tak ta szlachta okoliczna się cisnęła.. ohydnie...
Pęklewski milczał.
Hrabia był, jak na siebie, dosyć ożywiony, dobył chusteczkę i wachlując się nią mówił i chodził.
— Widocznie tu buntowano Baronównę...
— Nie mogłem inaczej postąpić tylko dać znać stryjowi... Jakież to na nim uczyniło wrażenie.
— Do mojego wyjazdu nic nie uważałem oprócz niepokoju i niecierpliwości, odezwał się Doktór, lecz jeśli mam prawdę powiedzieć, lękam się aby choroba, której postęp z trudnością mi przyszło zahamować, nie pogorszyła się; Roman westchnął.
— Jedźmy dzisiaj, rzekł po namyśle, uprzedzimy Baronównę.
Pęklewski skłonił się posłusznie, oba razem powrócili do salonu. Tu Lolę zastali spokojnie siedzącą z Hermą nad książką. Spojrzała na wchodzącego Romana i położyła swoją na stole. Z kapeluszem w ręku postępował ku niej krokiem mierzonym.
— Ponieważ pani była łaskawa przyrzec nam swą obecność w Pruhowie, chcę ją poprzedzić jeszcze dzisiaj... D. Pęklewski jest stryjowi potrzebny.
Lola skłoniła się tylko.
— Ja, rzekła zwracając się do Doktora, kazałam już konie rozstawić, tak abym jutro choć późno powrócić mogła, wyjdą przededniem, będę więc w Pruhowie wcześnie.
Prawie natychmiast nastąpiło chłodne pożegnanie, gdyż Roman odmówił zaproszenia na herbatę i pośpiesznie wyszedł, ciągnąc za sobą Pęklewskiego, któ-