Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No15 part3.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc to tedy już pewne?
—. Alboż hrabia wątpiłeś?
— Nie, ale nie wiedziałem, iż to już stanowczo, to jest że to ostatecznie, albo, że się tak wyrażę finalnie postanowione.
— Termin nawet oznaczony.
Ildefons głową tylko poruszył.
— A termin ten? zapytał.
— Bardzo bliski, ogólnikiem go zbywając odezwał się hr. Roman.
Znaczyło to nic innego nad: wynoście się bo tu nie macie co robić.
Bramiński miał wiele rezygnacyi, westchnął.
— Nie pozostaje jak powinszować, dodał... Roman się skłonił nieco.
— Pan nie wie co tu Leliwów sprowadziło? zapytał. Było to pytanie niedyskretne, gdyż mogło utkwić w samym hr. Ildefonsie, który usta zaciął usłyszawszy je.
— Ja myślę, rzekł, że prosta ciekawość.
— A! odparł hrabia, tak, zapewne, boć nie można przypuszczać, aby tu kto w innych zamiarach przybywał mnie nieprzyjaznych i nieprzyjemnych. Mam słowo Baronównej, śmiesznem by było starać się jej postanowienie zachwiać. Nie przypuszczam.
— Kochany hrabio, odezwał się Ildefons nieco dotknięty, jużciż trudno wzbronić sąsiadom przyjemności poznania dziedziczki Gromów.
— Ale tak jest, przerwał Roman, chociaż dla mnie właśnie w tych chwilach przedślubnych, milsze by było sam na sam.
Ildefons niedopalone położywszy cygaro, milczący zabierał się do wyjścia.
— Cóż to? niedopalicie cygara?
— Dziękuję, muszę na dół powracać, rzekł Ildefons, kłaniając się zdaleka. Daliście mi naukę, z której muszę korzystać.
— Nie powinniście tego brać do siebie. Ależ przecie... ale zmiłuj się.
— Nie gniewam się bynajmniej, rozśmiał się Ildefons, lecz trudno to było inaczej zrozumieć.
Sztywnie dosyć skłoniwszy się wyszedł. Roman został postrzegłszy się dopiero, iż niedorzeczność popełnił. Pogniewał się na siebie, lecz nigdy na tego przyjaciela nie zwykł był gniewać się długo: przebaczył mu chwilę uniesienia.
— Ale bo też mi dokuczają! pomyślał w ducha, trudno wytrwać.
Ildefons schodząc ze wschodów gorzko się uśmiechał.
— Po djabłaż było prosić tego Nieczujskiege, jeśli już tak rzeczy stoją.
Chmurny wrócił do salonu, wyszukał kapelusz i rękawiczki i po angielsku bez pożegnania się wymknął.
Leliwowie na utrapienie hr. Romana zostali na herbatę. Baronówna nawet może trochę złośliwie mszcząc się na narzeczonym, rozmowniejszą była niż zwykle i pana Modesta zdawała się przyjmować wcale dobrze. Nie zajmował ją, ale przynajmniej zabawiał.
Już ciemnym mrokiem odjechali.
Hr. Roman siedział w salonie właśnie i z odcieniem ironii zapytał Baronównę — czy jej też pan Modest się podobał.
— Dosyć, odpowiedziała, może nie być tak dystyngowanym jak..... inni, ale ma wiele życia i dowcipu....
— Dowcipu! podchwycił hrabia.
— Wesół jest i szczery... dodała Herma, i to coś warto.
Na tem skończywszy hr. Roman, narysował Karykatury Leliwów obu, a w dodatku matki hr. Ilde-