Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No15 part2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niemajętni — nie...
Zaledwie to wymówiwszy hr. Ildefons pożałował swej zbytniej i nieoględnej szczerości i zamilkł zamyślony...
Wyrzucał już sobie — zagadał więc zaraz czem innem, a w końcu powtórzył zaproszenie do siebie p. Adolfa, który nie nieprzyrzekając, podziękował.
Leliwa tymczasem, którego stryj mało się odzywał, nadzwyczaj gorliwie popisywał się z żywością myśli i mnogiemi wiadomościami. Nie uważał, że Herma wyciągała go na różne paplaniny co najmniej niepotrzebne, nie widział że się z niego uśmiecha.
Było to zabawnem i smutnem.
Nieszczęśliwy stryj, mający więcej taktu napróżno spoglądał nań, starając się go pohamować w zapędach, pan Modest był jak koń rozbiegany, którego nic wstrzymać nie może. Sypał jarmarcznemi anegdotkami i dowcipami, a że Herma się śmiała, zapalał się coraz więcej.
Nikogo ten tak zuchwały sposób postępowania w salonie bardziej oburzać nie mógł nad hr. Romana, który bladł, czerwieniał, zacinał usta, zakładał nogę prawą na lewą i lewą na prawą i wcale się do rozmowy nie mięszał. Parę razy wciągnięty w nią, ledwie raczył rzucić słowo...
Tego dnia, chociaż w bardzo złym humorze hrabia był z nadzwyczajnym smakiem ubrany... Surducik leżał na nim jak ulany, czarny krawat spięty był ogromnym turkusem, woniał rezedą jak grzęda rozkwitła. Wszystko to było stracone nikt nań prawie nie patrzał, nikt woni tej nie ocenił. W barbarzyńskiem owem towarzystwie nikt do tych rzeczy wyszukanych przedziwnych, taką dystynkcią nacechowanych, najmniejszej nie zdawał się przywiązywać wagi. Baronówna była roztargniona i wczorajszy mały spór, który powinien jej był dać do myślenia, nie wpłynął wcale na jej postępowanie.
To też ilekroć w ciągu tego dnia hrabia przyzwoicie mógł się absentować, wychodził i spędzał smętne samotności godziny ze swem hawańskiem cygarem.
Nie umiał sobie tego wytłomaczyć, dla czego najszczególniej wstrętliwym dlań był p. Adolf Nieczujski. Pierwsze wrażenie jego grubych butów i pomiętego surduta zatrzeć się w nim nie mogło. Nie zbliżył się też wcale do niego, a sama przytomność gościa tego w salonie, niecierpliwiła go niewymownie. Zwiększali zły humor hrabia Ildefons i Leliwa.
W jednej z tych wycieczek na górę do swojego apartamentu, hr. Roman, który znał dobrze hr. Ildefonsa chociaż tytułu jego nie rad był za równoważny ze swoim uważać, nie postrzegł się iż Bramiński po cichu za nim wymknął. Dopiero na wschodach go zobaczył.
— Nie pozwolisz mi też hrabia u siebie cygara wypalić? zapytał Ildefons.
— A bardzo proszę, comment donc, bardzo proszę.
Proźba ta była zimna, lecz wystarczająca, hr. Bramiński wszedł. Dobywał już własne cygaro, gdy hr. Roman uroczyście go powstrzymał, było to uchybieniem przeciwko formom.
— Za pozwoleniem, odezwał się, mam przyjemność hrabiego przyjmować u mnie, zatem proszę na moje cygaro.
Tu nastąpiło wydobycie różnych cygarnic zawierających wszelkie cygara do wyboru, hr. Ildefons wziął pierwsze z brzegu i siedli milczący.
Rozmowę trudno było rozpocząć. Zagadł ją przybyły, pytając o zdrowie stryja, na co, nie sądząc potrzebnem ukrywać wcale, odpowiedział hr. Roman iż się znacznie polepszyło i naspodziewaną prędko konwalescencyą rachują z przyśpieszeniem wesela.
Oznajmienie tak otwarte o weselu fatalnie podziałało na gościa, który począł się przypatrywać cygaru swemu, mocno je ciągnąc i po rozmyśle dodał: