Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No13 part2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kiem Herma — to bardzo dobry i miły człowiek, chociaż niepozorny.
— Tak, bardzo niepozorny... śmiejąc się dodał Roman.
— Ale mężczyzna bardzo przystojny, podchwyciła Herma, a że troszkę zaniedbuje się, tego mu za złe brać nie można. Bez pretensyj...
Roman milczał zacięcie — Herma paplała. — Wszakże z hr. Ildefonsem i p. Bończą panowie się znacie?
— A! bardzo dawno i dobrze! rzekł Roman.
Była to jakby przymówka złośliwa do tego, że nie mówili do siebie. Hrabiego Ildefonsa w istocie trudno teraz było wciągnąć do rozmowy, gdyż cała jego wielce wytężona uwaga, zwróconą była na Lolę i matkę, która go usiłowała zbliżyć do niej i wyzywała coraz słówkiem jakiem.
Ale nader ostrożny kawaler odpowiadał krótko i zapobiegając wszelkiej kompromitacyi, chciał być dla panny widocznie zagadką i tajemnicą.
Troskliwa matka naprzemiany cicho i głośno prowadziła rozmowę nieprzerwaną z gospodynią, pochlebiając sobie, że ją dowcipem i czułością swą zachwyci, chociaż w istocie do najwyższego stopnia tylko zamęczała. Chciała widocznie zawiązać stosunek poufały i serdeczny.
— Ty, kochana Baronówno, jesteś tak osamotniona, bez stosunków, bo chociaż wielce szacuję hrabiego Filipa, no, ale zawsze to mężczyzna a kobiecie kobiet potrzeba i kobieta ją tylko zrozumieć potrafi. Nie dziwże się iż z całego serca ofiaruję moją przyjaźń, pomoc sąsiedzką i posługi.
Lola dziękowała: w tem jakoś dano znać, że herbatę podano i całe towarzystwo przeniosło się do jadalnej salki, do wytwornie dosyć zastawionego stołu, u którego każdy zajął miejsce jakie chciał i mógł.
Nieczujski ostatni pozostałe zajął na swym końcu. Spoglądano na niego ciekawie, ale niepozorna jego postać nie zastraszała nikogo.
Siedział skromnie, nie odzywał się wcale i trzymał na uboczu, tylko Lola uciekała się doń czasem wzrokiem, jakby przed nim poskarżyć się chciała, użalić i od niego sił zaczerpnąć do nieznośnej tej komedyi życia. Wśród dwóch hrabiów i szanownego Bończy, sztywnych, wymuszonych, obrachowanych, nadętych, Nieczujski korzystnie odbijał męzką postawą, otwartą fiziognomią i obliczem jasnem a pełnem męztwa i spokoju.
— Kto to jest ten pan? zapytała cicho hrabina Loli.
— Daleki mój krewny, z Poznańskiego — odpowiedziała gospodyni.
— Kto to taki ten jegomość? pytał Bończy hr. Ildefons pół głosem.
— Jakiś kuzynek zdaleka, z wizytą przybyły zapewne po pieniężną pomoc... odparł Bończa.
Hrabiemu Romanowi zawadzał także ten intrus bardzo, ale nie był obowiązanym zbliżać się do niego. W ogóle był dosyć osamotniony i łapał kosę wejrzenia wymierzone na siebie.
Przy herbacie rozmowa mniej więcej była powszechną, gospodyni usiłowała w nią wciągnąć Nieczujskiego, który parę razy krótko odpowiedział...
Utrapione owo posiedzenie skończyło się przecie. W przejściu na powrót do salonu Bończa miał zręczność zbliżyć się chwilę do Hermy.
— Nieskończenie jesteście wszyscy zabawni, szepnęła mu figlarka. Widzę że pan za wygranę Romanowi dać nie chcesz, a oto i nowy rywal przybywa w hr. Ildefonsie.
— Nie straszny — odparł Bończa — lecz, co gorzej, jeśli Ildefons miał tę myśl, mogą ją powziąść i inni młodzi ludzie z sąsiedztwa. Będziecie panie miały i najazd pretendentów i szturm do serca Baronównej.