Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No12 part4.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

krzesło i co było najokropniejszem, nogę na nogę złożył.
Widok tych grubych podeszew, unoszących się tak nieprzyzwoicie nad posadzką salonu, obudził w hrabi Romanie smutne myśli o znikomości rzeczy ludzkich...
— Otóż, rzekł w duchu, do czego doszły salony nasze... po których w lakierkach tylko dawniej ważono się stąpać... Rewolucyjne zasady... demagogia!
Bończa obu ich miał na oku... gdyby był mógł podszczułby był nieco jednego na drugiego, lecz nie wypadało.
— Żeby też go nie odprawić z domu! myślał Roman, i jeszcze mu dawać takie prawa! Baronówna nie ma poczucia godności swej.
Westchnął.
W tej chwili wśród panującej ciszy w dziedzińcu dały się słyszeć klaskania z bata i zwróciły uwagę obu panów. Roman się zarumienił, Bończa pobladł, ktoś nowy zajeżdżał przed ganek.
Kto to mógł być??


Milczenie głębokie panowało w salonie, Roman i Bończa patrzyli na siebie, a Nieczujski na przemiany na ich obu. Wtem szeroko otwarły się drzwi, i wtoczyła się naprzód straszliwie wyfiokowana osoba niemłoda, dosyć otyła, z uśmiechem na ustach, z oczyma przymrużonemi, postępująca z wielką powagą, krokiem mierzonym... Szukała ona wzrokiem niespokojnym gospodyni, której nie było... Wszyscy wstali z krzeseł na widok tego zjawiska. Za nią szedł milczący człowiek młody jeszcze z piękną łysiną, rumiany, pulchny, w rękawiczkach białych, z kapeluszem pod pachą, we fraku, w ciasnych butach, strojny elegancko, ale bez tego znakomitego szyku jaki odznaczał hrabiego Romana. Jego ubiór mimo na pozór starannie zachowanych form, nakazanych przez modę, pachniał małem miasteczkiem. Hrabia rozpoznać mógł zaraz krawca, który o prawdziwej dystynkcyi nie miał wyobrażenia, a z krawca sądził człowieka.
Był to hrabia Ildefons Bramiński z matką, która znać przygotowana do powitania tej drogiej Baronównej, której od dzieciństwa nie widziała, widocznie była zmięszana znalazłszy się w gronie samych mężczyzn jej nieznajomych lub zaledwie znanych z widzenia. Stała nie wiedząc co począć z sobą, gdy Nieczujski czując się w obowiązku zastępowania gospodyni, zbliżył się, zapowiadając rychłe jej przybycie i wskazując miejsce na kanapce. Hrabia witał się tym czasem z Bończą, który miał minę kwaśną i tajemniczą, i z Romanem nasrożonym widocznie w obronie praw swych na które napaść przeczuwał.
Szczęściem dla wszystkich drugie drzwi otwarły się natychmiast i piękna Lola, za którą szła figlarna Herma ukazała się w nich. Hrabina Bramińska powstała natychmiast, obudzając w sobie potrzebne uniesienie, i nie zważając na przytomność świadków, poczęła prędko nagotowane już powitanie.
— Kochana, droga pani! Może nie przypominasz mnie sobie! Przyjaciołka twej matki jedyna, najszczersza, Bramińska. Nie mogłam wymódz na sobie abym nie przybyła zobaczyć, uścisnąć, powitać córkę mej nieodżałowanej Zosi. O mój Boże! jakże ślicznie wyrosła... i jak mi matkę przypomina. Pozwól się uścisnąć... co za chwila! Jakżem szczęśliwa.
Tu zwróciła się do stojącego wyłysiałego syna.
— I niech mi wolno będzie przedstawić ci, mojego Ildefonska... którego choć z imienia sobie przypomnisz, boście się dziećmi nieraz bawili i bardzo lubili.
Lola stała ogłuszona tym wyrazów potokiem, dając się ściskać i dość zimno coś szepcząc. Hermie oczy