Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No10 part4.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tu, co do form zachodzi pewna trudność. Jest we zwyczaju, że w domu panny młodej ślub się odbywa choć ona sama nie może przyjeżdżać do narzeczonego, na to godność kobieca nie pozwala. Byłbym za ślubem w Gromach...ale jakże ja tam dojadę? A jeśli mnie nie będzie, to któż?. Ciocia Nieczujska... Byłoby w tem coś nie foremnego. Sprowadzać zaś Baronównę tu, choć to dom opiekuna, także jakoś trudno..
— Prawdziwie nie wiem jak z tego wyjdziemy, rzekł Roman.
— Ja ci powiem jak, odezwał się stary hrabia spoglądając machinalnie na nogi swe kołdrą obwinięte. Puchlina odchodzi, czas jest ciepły, Dr. Pęklewski choć się sprzecza i straszy, nie sprzeciwia się zasadniczo podróży, pojadę.
— A jeśli to zaszkodzi?
— Na wszystko byłem i jestem przygotowanym, odparł hrabia; to życie przyjmuję jak darowiznę,bom się niespodziewał przeciągnąć je tak długo. Cóż mi może być? puchlina podstąpi do góry? Ba! ale ona i w Pruhowie toż samo każdej chwili uczynić może... Pojadę.
Roman chciał protestować, hrabia mu dał znak, aby zamilkł.
Zawołano zawsze w pogotowiu będącego Pęklewskiego.
— Kochany doktorze — odezwał się stary, jest to tedy rzecz postanowiona że ja na ślub jadę do Gromów...
— Jak to może być! ofuknął Pęklewski.
— Pozwoliłeś przecie?
— Ja? ja? ale nawet w najgorszym razie konieczności, protestowałem..
— Nic mi się nie stanie — pojedziesz ze mną. Muszę na ślubie być...
Zamilkł Pęklewski.
— To twoja rzecz, ty co cudów dokazujesz, abym za dni dziesięć był w stanie podróż tę przebyć — a co będzie potem... zobaczymy...
— Panie hrabio — zawołał Pęklewski, to prawie niepodobieństwo — a zawsze niebezpieczeństwo...
— Ty wiesz, że ja co chcę to muszę spełnić — dodał hrabia... Gotuj się do tego...
Doktór w milczeniu skłonił głowę, nie chciał się sprzeciwiać a nie śmiał wyznać, że za dziesięć dni życia, pomimo polepszenia nawet, ręczyć nie mógł.
Hrabia z darowanych mu chwil, w których od cierpień gwałtownych był wolnym, jak najśpieszniej korzystał...
— Nie tracąc czasu i widząc że Romana samego posyłać nie na wiele się przydało, tegoż dnia list wyprawił do pupili. Zdobył się nawet na napisanie go własnoręczne, aby mógł czulej i goręcej do serca jej przemówić. Z południa ruszył posłaniec — Romana wysłał hrabia do miasta dla różnych drobnych sprawunków, o których z największą dokładnością pamiętał...
Tym czasem w Gromach działy się rzeczy zupełnie niespodziewane. W pierwszych chwilach po przybyciu synowca, Kapitanowa nie miała ani czasu ani sposobności rozmówić się z nim o domu, o Loli, o położeniu w jakiem ją zastał. Dopiero po obiedzie z cygarem wyszedłszy do Stryjenki, i puściwszy się z nią do gospodarstwa, obszerniej o wszystkiem rozgadał się i rozpytał.
Opowiadanie o losach Loli, opiekunie, wychowaniu i zamierzonym ślubie, nadzwyczaj pana Adolfa zajęło. Ruszał ramionami i wykrzykiwał zdumiony. Godzili się na to doskonale z Kapitanową, że to do niczego nie było podobne.
— Ale to lalka! zawołał Nieczujski... to nie jest człowiek! Jakże można poświęcić mu tę kobietę...
— Jakiż na to ratunek — podchwyciła Kapitanowa. Ona się przecie na to sama zgadza...