Przejdź do zawartości

Strona:Lalki by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1874 No10 part2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pustego śmiechu — Nieczujski z Ciocią poszli na folwark gospodarstwo oglądać.
Il y sera dans son élement, przecedził przez zęby hrabia — dans la boue jusqu’aux chevilles.
Dowcip ten nie rozśmieszył Loli, popatrzyła na strojącego się pretendenta i nic nie odpowiedziała. Herma tylko przyklasnęła...
Roman w końcu zapiąwszy drugą rękawiczkę na oba guziczki, gdyż nie nosił innych nad zapinane podwójnie, ceremonialnie rozpoczął pożegnanie — i odjechał...
Widząc powóz odchodzący z przed ganku, Lola jakby wielki ciężar spadł jej z ramion, padła na kanapkę i odetchnęła.
— Wierz mi!! wierz mi!! szepnęła przyjaciołka — to najlepszy z mężów... będzie głuchy, będzie ślepy i zrobisz co zechcesz, byleś umiała konwenanse zachować. O serce się ciebie nie spyta... chyba o suknię jaką chcesz włożyć!

Il est parfait!

Powróciwszy do Pruhowa, hrabia Roman z wielkiem podziwieniem swem, zastał stryja siedzącego w krześle. Był blady, wycieńczony, osłabły ale chwilowo puchlina odeszła, trochę nadziei wstąpiło i jako człowiek czynny, który z każdej chwili czasu korzystać umiał, zajmował się już trochę zaniedbanem gospodarstwem i interesami. Nie łudził się on zbytnio, ale mając wiele do rozporządzenia, chciał Romanowi pozostawić wszystko w porządku, jak zegar nakręcony, bo wiedział że choć utrzymać potrafi ład zaprowadzony, stworzyć go nie będzie zdolnym.
Piękny jeszcze dzień jesienny, i trochę słońca wpadającego przez okno do sypialni, wprawiły chorego w dobry humor, który u niego był rzadkim. Przywitał Romana pytaniami, na które szybko odpowiedzieć było potrzeba i kategorycznie.
— Cożeś zrobił?
— Postąpiłem podług rozkazu.
— Jakiż termin?
— Baronówna na naznaczony się zgadza.
— Doskonale! jakto, bezwarunkowo?
— To jest z prośbą tylko, aby, jeśli to być może, nie zbyt spieszyć, gdyż wiele rzeczy niezbędnych jeszcze niedokończonych...
— Ale najniezbędniejsze to wesele póki ja żyję, bo potem... za nic nie ręczę. Znam dobrze Lolę, dodał stary, wychowywała się pod mojem okiem, będzie umiała zastosować się do konieczności, do położenia, to pewna: jest dobra, ma wielkie przymioty, lecz boję się fantazyjek w jej głowie.
Roman uśmiechnął się.
— Czego się ty śmiejesz? spytał stryj.
— Bo stryj jak zawsze ma słuszność.
Zdaje mi się że byłem już świadkiem jednej fantazyjki.
— A? Cóż takiego? co to takiego? podchwycił ciekawie stary, mów mi a jasno?
— Właśnie w czasie mojego tam pobytu przyjechał jakiś synowiec pani Nieczujskiej.
— Gdzie? zkąd? co za jeden? nigdy o nim nie słyszałem.
— A bo i ona go nie znała i nie wiedziała o nim, śmieszny młody człowiek, rodzaj demagoga, podobno właściciel garbarni w Poznańskiem. Prosty człowiek dziwnie prosty. Proszę kochanego stryja zaproszono go do salonu... podała mu rękę do stołu... i słowo daję, tak była dla niego, jakby dla człowieka naszego świata. Dała mu pleść co chciał.... to mnie oburzyło.
— Zmiłuj się, przecie krewny, to prosta grzeczność, nie bądź że zawczasu zazdrośnym, odezwał się stary po cichu: zazdrość jest rzeczą śmieszną, bardzo śmieszną.