Strona:Królowa śniegu (Hans Christian Andersen) 010.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pszczoły, pszczoły! — powtarzała wesoło Marysia. — A czy mają swoją królowę?
— Rozumie się, że mają — odpowiadała babka. — Największy z wszystkich płatków, a zawsze tam leci, gdzie śnieg najgęściej pada. Jeśli spadnie na ziemię, wzbija się natychmiast znowu ku ciemnym chmurom i nigdy nie spocznie. Czasem przebiega nocą po ulicach miasta i zagląda do okien, a wtedy wyrastają na nich śnieżne kwiaty i brylantowe liście.
— Tak! tak! widzieliśmy! — zawołały dzieci, zachwycone słowami babki.
— A czy królowa śniegu mogłaby przyjść tutaj? — zapytała Marysia.
— Ach, niechno tylko przyjdzie! — krzyknął Jaś wesoło. — Posadziłbym ją zaraz przy piecu, i roztopiłaby się! Ha, ha, ha!
Babka pogłaskała go lekko po głowie i zaczęła opowiadać co innego.
Raz wieczorem Janek, już nawpół rozebrany, wszedł na krzesło i wyjrzał przez okrągły otwór na zamarzniętej szybie. W powietrzu kołysało się mnóstwo płatków śniegu, a jeden, bardzo duży, uczepił się na brzegu skrzynki kwiatowej, zaczął rosnąć prędko, coraz większy, wyższy, aż stał się cudną panią w długiej białej szacie z cieniutkiego przezroczystego muślinu, obsypanej miljonami śnieżnych gwiazdek. Ciało jej było z przejrzystego lodu, białe i połyskujące, a jednak ona żyła. Patrzała na Jasia i uśmiechała się do niego, a oczy jej jaśniały jak brylanty. Nakoniec skinęła ręką, jakby wzywała go z sobą. Janek przeląkł się bardzo, prędko zeskoczył z krzesła i uciekł w głąb izdebki; ale zdawało mu się, że wielki ptak jakiś przeleciał koło okna.
Nazajutrz dzień był jasny, pogodny i mroźny, — ale wkrótce potem nastąpiła odwilż, wiatr