Strona:Klemens Junosza - Zosia cz.08.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXI.

Mgły się do góry wzniosły nad moczary. —
I jak obłoki ku obłokom rosły...
Minęli wioskę i kościołek stary...
Rącze ich konie ku dworowi niosły,
A syn pomyślał — rozpłacze się stary...
Każe wtorować swej duszy podniosłej...
Przytulić zechce do wyschłego łona...
A z powiek drżących spłynie mu łza słona...

XXII.

O! nie inaczej starzec witłał syna,
Gładkie mu czoło całując stokrotnie,
Rzewnemi łzami płakał poczciwina,
A w tym uścisku stało się odwrotnie,
Bo pierś staruszka wrzała jak lawina,
Kiedy młodzieńcza wystygła sromotnie...
Staruszek płakał i kwilił jak dziecię
Że mu jedynak nie zaginął w świecie...

XXIII.

Kiedy się szlachcic roztkliwi serdecznie,
To mu łzy z oczu popłyną jak z cebra...
Ściskał by, płakał i całował wiecznie,
Jakby w uścisku chciał połamać żebra,
Chociaż świat mówi, że to niedorzecznie
Że to jest nerwów rozstrojonych febra...
Ale szczęśliwy, kto ma takie nerwy...
Bo może kochać stale i bez przerwy...