Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   48   —

„Eh! to nic, zastrzelić bestyą i już, dużo on mi utrapienia i szkody narobił, takiego mi pieska dobrego zadusił, żebym za niego dziesięciu rubli nie chciał. Palnąć mu w łeb i już.“
„A to palcie“ odezwał się Mateusz.
Abram, który tę rozmowę doskonale słyszał, wrzasnął na cały głos:
„Panie Koguciński! nie bądźcie wy waryat! ja was proszę, ja Abram.“
„Wszelki duch Pana Boga chwali!“ zawołał gajowy, „a to co?“
„A to taki wilk“ rzekł Mateusz. „Z wieczora szedł do was za skórkami, usłyszał, że gęś gęga, chciał ją wziąć i wpadł w jamę; ja przed północkiem szedłem do was, usłyszałem krzyk, chciałem żyda ratować i też wpadłem w dół. Siedzieliśmy w dole do świtu; teraz ja wydobyłem się i jemu pomagam, ale kaducznie ciężki.“
Przy pomocy Mateusza i Kogucińskiego Abram wydobył się na powierzchnię. Otrzepał kapotę z ziemi i śniegu i rzekł:
„Nie spodziewałem się po panu Kogucińskim, że mi takiego figla zrobi.“
„Alboż Abram jest wilk? Na was nie robiłem dołu.“
„Ale zawsze. Kto widział, żeby w lesie urządzać takie interesa. Może przechodzić podróżny, dobry człowiek, najlepszy przy-