Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   87   —

sobie są winne: ani słowa, że i takich nie brak — ale jeżeli znajdzie się ktoś tyle nierozsądny, że wlazłszy w kałużę stoi w niej tak długo, aż go obsiądą pijawki, to te ostatnie nie tracą przez to charakteru istot pasożytnych, żywiących się cudzą krwią i potem.
Otóż takie pijawki poobsiadały i mnie, ponieważ rad nie rad wlazłem w błoto. Oganiałem się od nich jak mogłem, płaciłem haracz, tu brałem tam oddawałem, bawiłem się w szubieniczkę, ale przy każdem braniu cyfra długu się powiększała, a przy mazaniu ani myślała się zmniejszać, więc ciągle przybywało długów. Pomiędzy temi pijawkami były rozmaite: jedne więcej, drugie mniej krwiożercze, jedne łagodne, drugie okrutne, ale ponieważ wszystkie z równem nabożeństwem modliły się do jednego i tego samego bóstwa, zwanego procent czyli geszeft, więc na tym punkcie zarówno były nieugiętemi i każda na swój sposób dawała mi się we znaki. Jeszcze czasem wolałem mieć do czynienia z egzemplarzem drapieżnym, bo ponieważ ów czczony przez nich bożek wymaga zaparcia się tego wszystkiego, co zwyczajni ludzie rządzący się uczuciem i honorem mają na pierwszym względzie, więc za skromną stosunkowo opłatą mogłem przynajmniej nieraz wyburzyć się i wyszumieć, co mi robiło ulgę, a czasem nawet w cztery oczy bez świadków wziąść się n. p. do kija. Niekiedy, znając moje usposobienie, wywoływano u mnie podobne porywy: a ci właśnie panowie, rozstawali się ze mną w najlepszej komitywie, dostawszy „za drogę“ (o uszczerbku na honorze nie bywało wcale mowy) jaką ćwierć zboża albo gęś na święta.
Przestałem nareszcie bywać w miasteczkach i chyba już ostatnia konieczność zapędziła mnie na jarmark albo