Na szczęście wicher zwrócił się na południe i szalupa mogła posuwać się ku biegunowi, bez względu na to, że w każdej chwili narażoną była na rozbicie o skałę jaką lub bryłę lodu, i wówczas pozostałyby z niej szczątki jedynie.
Blizkość wybrzeża zwiastowały najrozmaitsze oznaki. Nagle mgła rozpadła się, jakby zasłona, którą zerwał wiatr i przez chwilę można było widzieć na horyzoncie olbrzymi słup ognia.
— Wulkan! wulkan!...
Jeden okrzyk wyrwał się z piersi wszystkich, ale fantastyczne zjawisko znowu znikło; wiatr zmienił kierunek na południo-wschód, porwał szalupę i odsunął ją od tego nieprzystępnego lądu.
— Przekleństwo! zawołał Hatteras.
Byliśmy zaledwie o 3 mile oddaleni od wybrzeża!
Z rozwianym włosem, stojąc u steru, zdawał się być duszą tej barki.
Naraz w odległości zaledwie 60 stóp, ukazała się ogromna bryła lodu, a na niej trzy białe niedźwiedzie. Groziła ona lada chwila zwaleniem się na szalupę.
Jeśli się ten prom lodowy wywróci, co być łatwo może, to niedźwiedzie usiłować będą dostać się do szalupy
Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/149
Ta strona została uwierzytelniona.