wzbudzić jej lub podtrzymać, co bardzo łatwo może się zdarzyć, to należy znaleźć człowieka, który potrafiłby to uczynić. Szczerość zresztą powinna obowiązywać nietylko jedną stronę, nie, musi być ona wzajemną; wychowawca powinien otwarcie mówić o wszystkiem z wychowańcem, nawet o takich dziedzicznych lub innych wpływach na niego, które należy pokonać. Słowem, wychowanie powinno stać się sumienną, wzajemną pracą; prawo dziedziczności to nam dyktuje właśnie.
Najpiękniejszem, najbardziej pocieszającem w tem prawie jest, mojem zdaniem, to, że jest ono nie tylko „prawem zachowania” ale i prawem „naturalnego doskonalenia się.” To ostatnie określenie było zaprzeczanem, następnie jednak pozyskało znowu uznanie. Co do mnie, mocno wierzę w niezłomność tego prawa i mogę nawet skonstatować je w swojej własnej rodzinie (większość słuchaczów prawdopodobnie może zrobić to samo), polega zaś ono na tem.
Jeżeli ja odziedziczę jakiś dodatni rys charakteru lub zdolność i następnie rozwinę ją w sobie do pewnego stopnia doskonałości, być może do stopnia talentu, a później będę mia dzieci — to te ostatnie mogą odziedziczyć po mnie nietylko ową zdolność, lub rys charakteru, ale i siłę (energię), na pracę w celu udoskonalenia się zużytą. Przeciwnicy zaś tego określenia zbijali je, dla tego zapewne, że chcieli, ażeby zdolność lub skłonność odziedziczaną była w tej sa-
Strona:Jednożeństwo i wielożeństwo 037.jpg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.