Strona:Janusz Korczak - Pedagogika żartobliwa.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy igrał ze lwem i drażnił go mordem,
I serce hańbą poszarpał sto razy,
Gdy grobom ojców groził z wrogiej ręki,
Przeklął ojczyznę i łona cnych matek —
Lud milczał, bólem skamieniały męki;
Lecz kiedy wygrał już pieśni ostatek,
I pękły struny — wtedy, jak huk gromów,
Co walą skały i druzgocą lasy,
Jak trzask piorunów, co dno morskich toni
Palą swym żarem i niebo drą w pasy —
Z wzgórz, dolin, świątyń, przedsionków i domów
Powstał krzyk jeden: „Do broni! Do broni!“
I z placów, ulic, ze wszystkich stron miasta
„Do broni!“ milion powtarza się razy;
Zda się, że ludność spod ziemi wyrasta,
Lub w zbrojnych mężów zmieniają się głazy.
Hasłem „Do broni!“ rozbudzona Sparta
Rzuca mdłe jęki i za oręż chwyta —
I znowu silna, straszliwa, rozżarta,
Potężna, wielka i walki niesyta.
Trzęsie się miasto od wojennej wrzawy,
Blednieje słońce od blasku oręża,
A naród, chciwy rzucić się w bój krwawy,
Z zapałem wzywa ateńskiego męża:

„Prowadź nas, prowadź! Ty staniesz za krocie!
Umrzem — lecz wolnej ziemi wróg nie zdepce!
Umrzem — lecz dziewic nie damy sromocie!
Chce wróg krwi naszej, niechaj ją wychłepce!
Chce wróg krwi naszej, niech ją pije rzeką!