Strona:Jantek z Bugaja - Dobranoc.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
“DOBRANOC.”

Obrazek wiejski od Krakowa.

U Torby Jantka za “przykopą” rwetes, krętanina, sprzątanina, a z komina dymy się walą już dwa dni bez ustanku jak z papierni, bo wydaje on córkę Magdę za “Michała z rolą”. Korzeniowska kucharka weselna na całą okolicę, przez dwa dni założywszy “piekanz” napiekły przeszło dwieście “kołocy”, dziewięćdziesiąt chleba i dwadzieścia pięć “buchtów” do “arbaty”. Ostatnie kołacze wsadziła w piec wieczór nie daleko, wnet przyjdą grać na “dobranoc”, a tu izba zawalona dzieżkami, łopatami, ciastkami, pomietłami. Dwóch sąsiadów Powroźnik i Ciurek przyszli do pomocy i wynoszą, sprzątają na raptasę, aże skorupy trzeszczą na ziemi z jaj użytych do kłoczy. W komorze “tworzy” stary Torba Jantek okowit przywieziony z Wieliczki, próbują go usłujni sąsiedzi i chwalą, że tęgi okowit, bo pół na pół przyjmuje wodę, a gorzoła jeszcze “morowo”, że aż otrząsa po pierwszym kieliszku. Franek, syn ożeniony Jantka Torby próbując, mówi: Najzdrowsi gorzałkę pić jest, dwa kieliszki czystej, dwa z pieprzem, dwa bez pieprzu dwa z imbierem, dwa bez imbieru, dwa i tak dwiema poprawić. Trzymając się tej hygienicznej zasady już ma dobrze w czubie. Trzymając kieliszek w ręce, którym już ma poprzednie poprawić, recytuje przedmowę do gorzałki:
— Byłaś w piecu, byłaś w bani, teroz pudzies do otchłani — i łyknoł czternasty ze smakiem jak poziomkę,
Pies w stajni uwiązany wciągle szczeka aż ochrypnął i szarpie się na ludzi w ciągle idących ze serkami, jajkami na wesele, bo taki zwyczoj, że gdzie młodacha zaniesie bukiet drochnie stamtąd przynoszą serki, mleko, jaja potrzebne do pieczywa i do kawy, a Magda rozniosła cos około sto dwadzieścia bukietów. Właśnie weszła do izby od roznoszenio bukietów wróciwszy. Matka do niej rzecze:
— Bój się Pana Boga, Magda, łazis i łazis cały dzień, a tu tyla roboty, ze kowo łostąpsie! jeszcze łóżka nie wyniesione, izba nie zamieciona, a krązaniny dla świni na jutro nima gotowej, pomorzy się gowiedz za te dwa dni, skoranie boskie z jakom ożeniackąm!
— Matko Bosko, matusiu, dyć jo ledwi łazę, tak mię nogi bolą, że jutro na ślub nie zajdę, a jeszcze kosulę mom nie prasowaną, a butów jokoś mi Pietrek nie przynosi, żebym se zachodziła, — odrzekła córka.
— Cie! ledwo łazi, tak ją nogi bolą, a jak ino zagrają, to ci i ból z nóg wylezie, a na ślub to byś zasła nie kulający choćby ci “odbitek” obierał na pięcie.
— Jeee! matusiu lepij byście nie pletli, bo nie prawda.
— Oooo! jujści, a ciągle ino Michała, Michała, to go będzies miała.
Cie! a wyście go to matusiu nie chcieli, kiedyście wołali mu ino zięciu! zięciu! toście wyzięciowali! Franek pijany wszedł do piekarni i śpiewa:
“Poszedłem na jarmak, kupiełem se bycka, Przywiodłem do chałupy sumiennie cielicka”.
— Naąą — Tyś se już kupił cielickę, bo zaplątos nogami jak mokre ciele — rzecze Torbina.
— Matusicko! rzecze Franek — dajcie spokój, bo nie nas świat ino boski, wypiłem se ino dwa bez pieprzu, dwa z pieprzem, dwa z imbierem, dwa bez imbieru, dwa tak, a dwiema poprawił; nalewa wódki do kieliszka trzęsącą ręką i pije.
— Zdrowie wase matusiu!
— Eeee idz pijoku! lepij bys pumug co zrobić, bo już wiecór, a tu jesce tyle do roboty, bierz łózka z ojcem i wynoście bo trza zamiatać! Helina, zamiatoj! nima jej skoranie boskie, Helina, Helina! Wpada do izby zdyszana Helina czternastoletnia najmłodsza córka i mówi zdyszona:
— Idą już, idą! już grają!
— Raźno mi zamiotaj bo cię!...
— A ktoz gro pyta się kucharka.
— Jeee — toli — rzecze Torbina — Jantek z Bugaju, Trąbka z Leckorany, Dyrga, Kosek i Gadula.
— Ną powiedzcie ten Jantek sie tyz taki muzykant zrobił, dwa miesiące ino do Dyrgi chodził i przebroł go całkiem.
— Jeee — moisciewy, to nic dobrego ta muzyka. On wszystko i Torbę, Tomka przepije, a oni mu basują ze mu dziołek dadzą i żyją od niego. Na imieniny to kupił dzionse chustkę za styry reńskie, Choćby się i ozenił, to co ta za gospodarz z muzykanta, a do tego on taki gazycioż ino ciągle by cytoł a pisoł do gazyt, a ni mu durkują i coz to z tego!
— Eeee nie godajcie, on mo już pono trzy stówki w kasie z granio a i nadługach stówkę. Skoda go, bo móg by się lepi ozenić, jak Tomek, bo dziolchy za nim polą.
— Ną dy i do mojej Magdy zacąn chodzić; ale ka co do cego!
Po wsi psy szczekają, gwizdania, śmiechy dziewek i parobków, a od Michała z roli już się walą na dobranoc. Muzyka rżnie Krakowiaki a parobcy śpiewają hurem coraz to wyraniej słychać Krakowiaki.
“Wędruje wędruje gwiozdecka po niebie, I jo tys wędruje Magdosiu do Ciebie!” I i i i — hu!
“Drużbowie druzbowie komu druzbujecie, Temu Michałkowi ożenić go kcecie” I i i i — hu!
“Moja kochanecka wcas raniućko wstała, Moje podkóweczki, po rosie poznała.
“Wojtowie sędziowie potracili prawa. A jak kochom dziłchy, jakże trzescy ława.” I i i i — hu.
„Zeby jo wiedziała i rozumek miała Tobem ci sie Jasiu uwodzić nie dała“.
Już są na łące przestali grać i godzą istrumenta — tu-u-u-u ęwę-eem żeby się im stroiła dobranoc co zagrają przed chałupą i zaśpiewają. Zgodzili. Jasiek dro zba zaspiewoł Krakowiaka.
„Zaświecił miesiącek na wysokiem niebie. Idziemy grający Magdusiu do ciebie“ i walą się całą zgrają z łąki przed chałupę.
Muzyka ucieła granie przed drzwiami a parobcy spiewają „do branoc — „Dobranoc, dobra nasa pani moda. Dzisiok ci winsujemy. Jutro o ranku i o świtanku do slubu pojedziemy.
Muzyka przegrywa i znów dalej na przemiany grają i śpiewają. „Dobranoc, dobra nasa pani moda, witamy Twoje progi. A wyjdzże do nos, a przywitojze nos, bo nos już bolą nogi“.
„Dobra noc dobra nasa pani moda Witamy twoje sciany. A wyjdzże do nos a przywitajże nos jak styrany“.
— A jedzie, jedzie twój kochanecek po zielonej dąbrowie. Rozpuścił sobie pstrusie piórecka a konisiowi po głowie.
„Cemus nie przysed jak miesią cek wysed cy ci mama broniła Cys nie był w domu cys nie miał konia, cym ci była nie miła.“ „Jo byłem w doma i miałem konia i mama mi nie broniła Ino mi moja pierso najmilejso drózeckę mi zastąpiła“.
,Skończyli spiewać i grać dobranoc i zaspiewali, zagrali Krakowiaka.
„Otworz ze mi otworz moja Magdus wrota Zeby jo nie słaził z konisia do błota“.
Magda odparła sień, wyniosła muzykantom szostk do basów spłakana ale pewnie nie od żałości jeno od radości. — Wszystko hurmem pcha się do sieni i izdebki, żeby grał, a gospodarz znów prosi na wieczerzą z kołacza i kawy.
Parobcy dogadują muzykantom — Juz bedziecie zryć, grać odrazu — lecz gospodarz Jantoni łagodzi — Dejcie spokój chopy mu zykanci musą przejeść, bo by posłabli do rąna, na cas sie wychulocie, poć Jantas! podzcie panowie na wieczerzą. Muzykanci jedzą wiecerzę, a w izbie, w sieni na polu za oknami pełne już zgraje. Do kuchni gdzie muzykanci jedzą wchodzi Józek Tyrałów wielki „desperok“ i mówi zamiast pochwalony — Niech będzie kie przysed! a zwracając sie do kucharki pyta — nie witacie mie? — Nie dawno tu takiego przywitali jaz mu plecy spuchły — rzecz kucharka.
— Wiecie co się stało u nas w Kopytowce? rzecz Jozek.
— Coz takiego?
— „Wojt zdechnął i zakozoł zęby śniego mięsa nie jedli. Ujrzawszy muzykantów — Aaaa! jak sie mocie tuście zryć przyśli! jak sie mos Jantek, Tromba, Dyr ga i ty pułkoksek nie kosek — przeboc, bo koń na styrek kobyłach, a sie utchnie — ną poćcie grać, połozcie zarcie boscie przyszli na zarobek, mam starą szóstkę to wom dom do basu, a zagracie mi walca pięknego okrągłego jak cegłę.
Muzykanci już po wieczerzy godzą basy w „izdebce“, drozba zapłacił „szęstkę“ i zaśpiewał

„Jak się chmura urwała, szczelił pieron w dębinę,
A jo sobie pod jaworem ściskałem ci dziewczynę...

Jantek z Bugaja.