Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.




ROZDZIAŁ XXIV.
EMEK JEZRAEL

Nareszcie dotarłem do Haify, a nazajutrz rano w towarzystwie mecenasa, d-ra Efraima Waschitza, i inżyniera Borysa Czaczkesa wyruszamy samochodem na zwiedzenie terenu rolnej kolonizacji żydowskiej.
Wyjeżdżamy z Haify i mijamy cementownię „Neszer“.
Fabryka ta bierze surowiec ze zboczy Karmelu. Wydobyła go już dużo, będzie brała jeszcze więcej, bo sąsiednia Syrja, rozbudowywana przez Francuzów, stanowi pojemny rynek. Jeżeli tak dalej potrwa — Karmel, góra Eljasza, zniknie z czasem z powierzchni ziemi. Pozostaną po niej tylko skały, na których mieszczą się posiadłości klasztorne.
Z podnóża Karmelu wypływają źródła, zaopatrujące w wodę potok Kiszon, nigdy nie wysychający.
Moi towarzysze pokazują mi położone w oddali osady; tam widnieje kolonja niemiecka, a te — to żydowskie.
Ziemia wszędzie urodzajna, chociaż dla tego potrzebna była syzyfowa praca, dokonana podług planu meljoracyjnego, dotąd jeszcze nie zakończonego.
Istnieje tu jednak naturalne źródło urodzajności i bogactwa gleby — obfita rosa w dolinie Jezrael, opuszczającej się do 27 metrów niżej poziomu Morza Śródziemnego.
Rosa w dolinie Jezrael zastępuje sztuczne nawadnianie pól. Obfitsza rosa znaną jest tylko na półwyspie Synajskim, gdzie pokrywa całą roślinność i ziemię, jakgdyby białą pianą. Czy nie nazywał jej właśnie Stary Testament „manną niebieską“, używając tego określenia, jako przenośni?
Pierwszą osadą, którą zwiedziliśmy, była stara kolonja Nachlat Jakub (dziedzictwo Jakóba), założona przez drobnych handlarzy i rzemieślników z Polski. Mieszkają tu wyłącznie ortodoksyjni Żydzi, poważający cadyków-cudo-