mam czem, ale własny fabrykat, więc znany dokładnie. Dlatego niema co robić, trzeba chłopca co prędzej wywieźć, bo jak się przekonałem, żarłoczny szczupak szedł już prosto na wędkę!
Doprawdy? Widzisz więc! Jeżeli Justynka prawdziwie pokocha...
To co? — To będzie jedna nieszczęśliwa więcej. Ja na to nigdy nie pozwolę.
Wierzaj mi, my starzy lepiej nie mieszajmy się w to.
Starzy, starzy! Gdyby mój syn był tak młodym jak ja... to nie mówię. Albo gdybym tak mógł oddać mu Justysię z powidłami, kurami i kminkiem, a dla siebie zatrzymać tę drugą, pełną naiwnych, wiośnianych marzeń!
A ja jestem przekonana, żeby ci on tej drugiej właśnie nie oddał.
Dziwne zaślepienie. Chcesz pani nieszczęścia własnego dziecka? Jakież to byłoby pożycie, gdy wszystkie wyobrażenia, dążenia — odmienne.