(wstaje). Mówże tu w południe wędrowcowi, że mu się płaszcz wieczorem przyda! Tymczasem ciężko mu i gorąco, więc złorzeczy. Gdybym był tę prawdę uznał wcześniej, nie byłbym popełnił najkapitalniejszego głupstwa ze wszystkich, jakie popełniłem w życiu; — a wie pani, że to nie mało powiedzieć.
Cóż więc za największe głupstwo uważasz, żeś się majątku nie dorobił?
Jestem tak niepoprawnym, że nie to, ale właśnie przeciwnie to, żem nie uznał, że owa poezya, która mi tak zawadzała, tak ciężyła w południe żywota, jest niezbędną na starość szatą.
Zachowałeś ją przecież.
Tak jak samolub, dla siebie, ale syna obrałem z niej wcześnie i sprawiłem, że nie będzie jej miał na starość, gdy mróz, wicher i słota... (Przechadza się po scenie, gestykulując).
To już nie twoja wina. Taka już cała młodsza generacya.