Strona:Dym (Maria Konopnicka) 11.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Późnym wieczorem dopiero wracał syn i od progu już znowu wołał:
— Mamo, jeść!...
A razem z tą młodą, silną postacią wstępowało w progi izdebki wesele, śmiech i swoboda. Z mniejszym już teraz pośpiechem posilał się chłopak, opowiadał przez chwilkę to i owo rozpytującej się go o ubiegły dzionek matce, poczem zaczynał szeroko ziewać, przeciągać się, kos nawet nie bawił go już w takiej chwili.
— Idź spać, synku, idź spać! — mówiła matka, głaszcząc go po głowie. — Bo to jutro do dnia ci znów trzeba...
— Pójdę, mamo... — odpowiadał sennym głosem — zmordowałem się tak, że to ha!
— A pacierz, synku, zmów — przypominała jeszcze.
— Zmówię, mamo.
Całował jej rękę, klękał przed swoim tapczanem i, schyliwszy głowę na złożone dłonie, odmawiał szybko półgłosem Ojcze Nasz i Zdrowaś, tu i ówdzie przerywając modlitwę potężnem ziewnięciem, poczem bił się hałaśliwie w piersi, żegnał z rozmachem i, zdjąwszy pośpiesznie odzież, rzucał się na twarde posłanie.
Natychmiast też prawie usypiał, a w izdebce słychać było dawno jego równy, głęboki oddech, podczas kiedy matka długo jeszcze szeptała zdrowaśki przed poczerniałem, ze złocistego tła wychylającem się obliczem Panny Najświętszej.
Nareszcie lampka gasła, kos przestawał się