Skoro mu nadeszły pieniądze z Francyi, zwracał zaraz pożyczkę zaciągniętą, ale nie zapomniał o wyświadczonej przysłudze, którą cenił, nadzwyczajnie.
Nie mamy potrzeby dodawać, że pan Beuzeval uważał Vogla za rzetelnego dżentelmena i za grubo bogatego człowieka
Vogel i de Beuzeval, rozmawiając ciągle, jechali powoli jeden obok drugiego.
Mniemany Angelis nie spuszczał oczu z drogi i uważnie przypatrywał się powozom, jadącym w nieskończonym szeregu.
Obaj jeźdźcy przybyli do jeziora.
Baron chciał jechać dalej.
— Lepiej może zawrócimy z powrotem? — powiedział Vogel.
— Dobrze, ale dla czego?
— Bo do okoła jeziora tyle się nagromadziło powozów, że osoba, która mnie interesuje, przemknęłaby niepostrzeżona...
— Więc wracajmy — odpowiedział pan de Beuzeval, wykręcając koniem.
Rozmowa rozpoczęły się na nowo.
Na wpół drogi, pomiędzy jeziorem a bramą Dauphine, Vogel zadrżał i nagle zatrzymał wierzchowca.
— Co panu? — zapytał baron.
Ex-kasyer nic nie odpowiedział.