Vogel nie spojrzał nawet na Walentynę, oddalił się do swego pokoju i drzwi na klucz zamknął za sobą.
Dzień. następny wydał się Hermanowi. długim nieskończenie.
Głuchy niepokój, zwiększający się co godzina, a nawet co minuta: prawie, nie opuszczał go ani na chwilę.
Nie ukrywał wcale przed sobą, że przeciągana nieobecność w biurze bankowem, że milczenie wobec listów Jakóba Lefevre, nalegających a przyjaznych, musiały obudzić podejrzenia bankiera.
Chwilami zdawało mu się, że źle zrobił, iż odstępując od pierwotnego zamiaru, przedłużył pobyt w Bas-Meudon o całą dobę...
Gdyby był usłuchał natchnienia, byłby już w tej chwili daleko... prawie bez funduszów, co prawda ale pewny przynajmniej, że go policya nie śledzi:
Czy Karol Laurent dotrzyma słowa?
Czy wytrawny łotr nie zechce działać na własną rękę?
A może w ostatniej chwili, pomerańczyk, wiedziony instynktem zachowawczym, nie wpadnie w zastawioną pułapkę?...
Wszystko to można było przypuszczać...
Łatwo zrozumieć, że myśli podobne paliły krew Voglowi i przy przyprawiały go o gorączkę...