trochę uczucia, choć trochę szacunku... bądź dobrym dla mnie...
I z wdziękiem tkliwym a wstydliwym, oparła czoło i ukrywszy twarzyczkę na piersiach kasyera i dodała:
— Jeżeli nie możesz zrobić tego dla żony... zrób to dla matki!... Hermanie, uczyń to dla dziecka twojego!...
Vogel zatrząsł się cały.
— Coś ty powiedziała? — krzyknął. — Dla mego dziecka?...
— Tak, Hermanie drogi... — szepnęła Walentyna. — Jeden więcej węzeł nas łączy... Matką zostanę...
Przez chwilę zdawało się, że kasyer w posąg się zamienił.
Młoda kobieta, ździwiona, podniosła głowę i patrzyła w męża niespokojnie.
Ponura twarz Hermana zajaśniała nagle dziwnem jakiemś światłem i przybrała wyraz tej ironii piekielnej, jaką malarze nadają twarzy Mefistofelesa.
Wspólnik Karola Laurent odepchnął żonę od siebie i wybuchnął śmiechem nerwowym, urywanym, przerażającym prawie; śmiech ten zabarwił policzki jego blade i pofałdowane czoło.
— Co ci się stało, mój przyjacielu? — zapytała Walentyna wylękniona. Dla czego śmiejesz się