Strona:Dramaty małżeńskie by X de Montépin from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No220 p4 col2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, pan de Rochegude... przyjdzie do nas, wszak prawda?
Walentyna spuściła główkę i milczała.
Insynuacye kasyera zrobiły swoje.
Powątpiewanie i nieufność zaczęły kiełkować w duszy sieroty.
Herman Vogel bardzo był zręcznym...
Powóz najęty na godziny, oczekiwał na ulicy Mozarta, w blizkości bramy.
Wsiadł i kazał się zawieźć na bulwar Clichy.
— Tam, zkąd przyjechaliśmy? — zawołał stangret, klnąc, co się zmieści. — A do kroć tysięcy dyabłów! a to przyjemna droga!... Jeżeli Koko, biedne bydlę, nie padniesz na drodze, to prawdziwy cud będzie!... Wio, Koko wio!...
Powóz potoczył się, a niefortunna Koko, poczuwszy bat, truchtem się puściła.
Vogel, zadowolony z rzucenia ziarna nieufności w serce Walentyny, pobiegł wesoło po schodach do mieszkania Karola Laurent.
— Właśnie co tylko skończyłem — oświadczył pseudo-hrabia Lorbac, otwierając drzwi kamratowi i wprowadzając go do pokoju, w którym mieściły się wszystkie przybory fałszerza — zdaje mi się, że będziesz zadowolony. — Na honor udało mi się pieścidełko!...
— Zobaczymy — odrzekł kasyer.
Karol Laurent podał mu ćwiartkę papieru, jak atłas gładkiego, na którym krótki liścik, ułożony przez panów Roch, Fumel i Hermana, skopiowany był najśliczniejszem pismem kobiecem, jakie sobie tylko wyimaginować można.