wczesnej śmierci matki, zabitej przez zmartwienia...
— Zkądże to, jakim sposobem?
— Nic nadto prostszego... Znam z blizka, kogoś takiego, który znał rodzinę pani...
Po tej przemowie nastąpiło chwilowe milczenie.
Młode dziewcze pochylone nad stalugami, rzucało ostatnie w pracy swej sztrychy, a gorączkowa prawie szybkość ręki wzmagała się widocznie.
Ostro zakończonym penzelkiem, zwilżonym w chińskim tuszu, podpisała: „Walenty,“ i wykrzyknęła:
— Skończone!...
— I jeszcze jak skończone! — zawtórował Vogel. — Ten wiatrak, tak mi się podoba, że zatrzymam go dla siebie... Mam w skromnem mojem mieszkanku kawalerskiem zbiór wcale ładnych rzeczy, a ten nabytek zajmie w niem najpoczestniejsze miejsce...
— Ostrożnie, łaskawy panie — powiedziała, śmiejąc się Walentyna — bo zanadto wbijesz mnie w dumę.
— Ma pani prawo być dumną... Pycha jest uczuciem pospolitem, ale duma potęguje odwagę... pomnaża siłę duszy tak szlachetnej, jak duszyczka pani...
— A teraz, panie — odezwała się sierota, któ-