Strona:Dramaty małżeńskie by X de Montépin from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No207 p5 col1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Walentyna wstrząsnęła się i obejrzała do koła, szukając oczami, do kogoby mówiono...
— Ja mówię do panienki — bąknął nieznajomy.
— Do mnie?... — powtórzyła, Walentyna bez zmięszania, patrząc prosto w oczy interlokutorowi, tracącemu coraz bardziej pewność siebie, pod tem spojrzeniem przejrzystem i śmiałem, zdradzającem czystość serca i wyniosłość zarazem.
Walentyna nieświadoma złego, nie podejrzewała go wcale.
Zanadto była niewinną, aby wiedziała o tem, że sam fakt zaczepienia młodej kobiety w miejscu publicznem, staje się dla niej obrazą.
Zadziwiła się, lecz nie obraziła, odparła więc tylko:
— Co pan możesz mieć mi do powiedzenia?... Nie znam pana...
Młody człowiek skorzystał z przemówienia Walentyny.
— Pani mnie nie zna — rzekł — ale ja znam panią...
— Mylisz się pan zapewne... Za kogo innego chyba mnie pan bierzesz...
— Nie... o! nie... Niema na świecie drugiej kobiety, któraby do pani podobną była... Nie mylę się wcale... Spotykałem panią bardzo często...
— Gdzie mnie pan spotykał?
— Tutaj i na ulicy Malaqnais...
— Przypuśćmy zatem, że pan mnie znasz... Mów pan, słucham... Czego chcesz odemnie?...