czuciem, teraz, kiedy ci się lepiej przypatrzyłem, widzę na twojej twarzy ślady cierpień nadzwyczajnych... Czyby ci się przytrafiło jakie nieszczęście?...
— Tak... wielkie nieszczęście... Ale błagam, nie pytaj mnie o nic zgoła... zabrakłoby mi odwagi na wypowiedzenie ci moich cierpień...
Malarz skłonił się i uścisnął rękę markiza, a ten ocierał tymczasem zwilżone oczy i przez kilka chwil nic do siebie nie mówili.
Artysta pierwszy przerwał milczenie.
— Kochany markizie... rzekł. Nie wiem jeszcze, co mogę dla ciebie uczynić i czego zażądasz odemnie, ale cię mogę naprzód zapewnić, że o cokolwiek ci chodzi, jestem cały na twoje usługi...
— Dziękuję ci, mój przyjacielu... odrzekł René. Wiem, że jesteś zacnym człowiekiem, wiem, że mnie kochasz i że mogę liczyć na ciebie...
— Najzupełniej... o cóż ci chodzi?...
— Spojrzyj na to.
René wyjął medalion i pokazał go artyście.
Doyen rzucił wzrokiem na miniaturę, i nie mógł powstrzymać okrzyku.
— Ah! cóż za prześliczny portret. Co za piękność cudowna!... Co za spojrzenie urocze!... Co za wyraz!... Nie widziałem nic podobnie doskonałego!... Więc ten portret nie jest zmyślonym?... więc podobna istota egzystuje?...
Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No74 p4 col3.jpg
Ta strona została skorygowana.