Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 32b.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z miejsca, gdzie zwykle siadywał, i ująwszy wielką trąbę rozgłośną, zawołał głosem tubalnym: „Na ląd! na ląd! moi przyjaciele! śmierć albo wolność!“ Na ten głos majtkowie rzucili się w swe szalupy i wylądowali z impetem niesłychanym, pod gradem kul tureckich. Zawładła nimi dziwna potega — wymordowali i zepchnęli ze skał w morze Albańczyków, którym Topal nie wysłał pomocy, i odpłynęli, zostawiwszy pustkowie, zasłane trupami. Tymczasem dziki Ibrahim pasza zbliżał się ku Peloponezowi, i Topal pasza postanowił wyspę Samos nawiedzić w ten sam sposób co Psarę. Obawa zaczęła lęgnąć się w umysłach Hydrjotów. Skarbiec się wypróżnił, główne okręta były zniweczone. Zawahali się, czy wziąć udział w tej ostatniej walce, która miała ich zniszczyć zupełnie.
A jednak, jednak! entuzjazm bez granic owładnął ten lud wobec wielkości niebezpieczeństwa, i zwyciężył trwogę! Tłum ludu błagając Prymatów, by zebrali radę ostatnią, wpadł do domów tych, co się wahali i zmusił ich udać się z wszystkimi do monasteru Panegij[1], gdzie rada stanęła i gromadnie zbroić się poczęła. Poeta, Aleksander Sutzo, radzie tej obecny, powiada, że mimo młodości swej prawie pacholęcej, do głębi został przejęty widokiem tych posiwiałych senatorów, poważnych nie tylko wiekiem ale czynami zasługi, wotujących o losach ojczyzny z stoicznym mędrców spokojem, wśród wrzawy i wrzaskliwych demonstracji tłumów. Lazarro Condurjotis przekonał, że opuścić Samos, to w skutku zadać cios śmiertelny Hydrze. Uzbrojono natychmiast 35 okrętów, gdy w Spezzji wystawiono ich równocześnie 25. Psarjoci jeszcze na 10 się zdobyli mimo swej klęski. Rada ogólna, porwana zapałem publicznym, w chwili to uchwaliła. Teraz więc, zawołał spiżowym głosem Miaulis: „wejdźmy w nasze mury drewniane; one obroniły Grecję za dni Temistoklesa, one obronią ją i teraz!“

W początku sierpnia wypłynęli Grecy. Admirał skierował się ku Kandji, wysławszy podkomendnego Sachturis z trzydziestą mniejszymi statkami, by ścigał Topal paszę w kierunku Samos. Garstka Miaulisa przybyła z północy Kap Matapan (dawny przylądek Tenardos, dla burz, które tam prawie nie ustają, uważany przez starożytnych jako rodzaj bramy piekielnej. Skała ta, wyzierająca z potworną grozą nad odmętami fal spiętrzonych, od wieków bywała wybrana jako ustronie biednych pustelników, którym ta samotnia, odstraszająca wszystkich groźnemi podaniami, dawała właśnie to, czego szukali — samotność[2]. Skały Matapanu są postrachem wszystkich żeglarzy, obok legend ludowych o demonach tego miejsca, nie brak niestety podań o niezliczonych ofiarach, jakie burze nieustanne od wieków tu pochłonęły[3]. Majtkowie utrzymują na serio, że dusze tych utopionych pojawiają się nad wodami, wiejąc długiemi girlandy i smutnie śpiewając o pewnych godzinach. Miał też Miaulis w tej przeprawie północnej trudności z swą zabobonną za-

  1. Panegja: obraz cudowny. (Przyp tłum.)
  2. Patrz o tem Lamartine: Voy. en Orient.
  3. Jedną z nich przebyłem na statku „Trinagrja“ z kapitanem Ferroni, jednym z najuprzejmiejszych ludzi, który fortepian salonu swego ofiarował mi na usługi. Grając z godzinę pod urokiem tego obrazu dwa razy z siedzenia zwalony, wreszcie przyszła burza. (W drodze do Syrji 1875.) (Przyp. tłum.)