Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 25c.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

by się oddalił z pola walki. Nie słysząc prawie, pożerał wzrokiem ten tryumf swej myśli — porwał się jeszcze do walczenia, gdyż opatrzono szybko ranę i osłabienie raptowne zdało się mijać. Już nabijał karabin — gdy druga kula strzaskała mu czoło! Padł, by nie powstać, mając lat zaledwo trzydzieści pięć. Żołnierze jego pijani zemstą, odzyskali lwie siły na widok tego ciała bohatera, rozbili w perzynę armię Seraskiera o tyle liczniejszą, i zmusili do ucieczki w góry Tesalji.
Zwycięzcy wrócili do Missolonghi, zapominając o tryumfie, a boleśni strasznem osieroceniem. Mieli przed sobą ciało męczennika, którego prawie rozeznać nie mogli. Upowiwszy w pieluchy sztandarów, odnieśli dziecko chwały do grobu.

Dziwnym trafem pochód ten żałobny zatrzymał się w Silitza, i Grecy złożyli Marka Botzaris w tej samej kapliczce, gdzie się modlił odchodząc kilka dni temu. W pobliżu Missolonghi spotkali tłumy ludzi, co się zbiegły z całego Peloponezu. Wszędzie kędy przechodzili, lud rzucał się na kolana, śpiewając poetyczne Myryologi[1]. Wieść o tem rozeszła się w ojczyźnie jak grom. Dawid D’Angers jedną z najpiękniejszych rzeźb swoich, dziewicę piszącą imię Grecji na piasku, poświęcił na grób bohatera; bo któż nad niego do odrodzenia ojczyzny się przyczynił? W historji Grecji zajmuje on to miejsce, które Fotos Tsawellas zajmuje w jej legendzie. Nie dla tego, by i Botzaris nie miał swych poetów, życie przygody, czyny jego są najpopularniejszemi, ale te powieści o walkach, elegie o biednej Chryzeis całe życie kochanej i kochającej a oderwanej na zawsze od męża, którego wreszcie, co dzień go tracąc, przeżyć jej przyszło, pieśni, hymny żałobne i wzory budowane za jego życia dla najmłodszych pokoleń, nie mają już tego kolorytu legendowego, są czymś historycznie ujętem, tak jakby narysowała tę postać historja, a pomalowała ten rysunek — poezja. Chwila wreszcie, w której poległ Botzaris, była przesileniem walki o niepodległość, stąd tak zapełniona, tak zajęta prozą codziennych trosk o byt lub niebyt, że później dopiero obejrzano się za tą postacią, której życie było taką ciągłą z siebie ofiarą, że śmierć niejako staje się wyzwoleniem, choć bolesnem z powodu, że nie ujrzał wolności tej, za którą zginął. Jeden z poetów, którego śpiewy w lud wsiąkły, jak woda w ziemię, tak śpiewa bitwę pod Karpenitzi i te słowa daje konającemu: „Kosto, mój

  1. Myryologi są improwizacją na cześć zmarłego, wyrażaną słowem i śpiewem. Ich zwyczaj sięga najodleglejszych czasów. Skoro skona umarły, blizcy mu dom opuszczają, poczem wracają ubrani biało, z włosy rozpuszczonymi, i w improwizacjach, które nieraz zwiastują wielkich poetów uczucia, których nikt znać nie będzie, żal swój wyrażają. Niektórzy najboleśniejsi szepcą mu swe skargi do ucha. Gdy msza nastaje, uciszają się. Potem trwa ten wybuch żalu z klasycznym spokojem wypowiadany, aż dokąd trumna, którą otwartą niosą, w ziemię nie zapadnie.
    (Przyp. aut).

    W pewnym domu gościnnym jednego z byłych ministrów greckich, nocowałem w podróży po Grecji w Sparcie. Widziałem tam w całej pełni to, co Francuzi zwą le culte des morts. Już drugi rok upływał, jak pan domu owdowiał — on, córka i zięć w grubej żałobie, ściany i wszystkie meble, firanki z czarnego kiru, nadawały temu cechę przerażającą.(Przyp. tłum).